KONFERENCJA NA TEMAT I PRZYKAZANIA DEKALOGU
XV OGÓLNOPOLSKA PIELGRZYMKA LEKARZY WETERYNARII NA JASNĄ GÓRĘ: 9-10 VI 2007
„NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ”
(na podstawie A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. I, Salwator, Kraków 2004)
(KONFERENCJA PIERWSZA JEST POŁĄCZENIEM TRZECH REFLEKSJI W CIĄGU DWÓCH DNI PIELGRZYMKI)
Wstęp. Rozważanie niniejsze dotyczyć będzie pierwszego przykazania dekalogu, ponieważ w ciągu najbliższych lat będzie dotyczyć współczesnego rozumienia Dekalogu, czyli Dziesięciu Przykazań z Góry Synaj, w spojrzeniu, które będzie ważne dla środowiska lekarzy i służb weterynaryjnej. Temat aktualny, tym bardziej, że można odnotować kilka niepokojących sygnałów, które dotykają przykazań, a zwłaszcza pierwszego, które będzie przedmiotem obecnych rozważań. I rzeczywiście wyraźnie widać, że następuje w ciągu ostatniego czasu, ostatnich kilku miesięcy, uderzenie zła w sam fundament Biblii i chrześcijaństwa. Chociaż wydaje się łatwiejsza i bardziej oczywista pokusa odrzucenia przykazań skierowanych ku bliźnim – zabójstwo, kradzież, ale tym bardziej warto zastanowić się nad bezwzględną, zimną, inteligencją Złego uderzającego tym razem w samo istnienie Boga.
Po pierwsze już od kilku lat wsącza się w społeczeństwie, w wychowaniu, w różnych przejawach życia, ideał religijności oparty na swego rodzaju świecie duchowym, na jakiejś nowej duchowości, jakimś świecie magii, czasami związanymi z religiami Wschodu, ideał który jest równorzędny z chrześcijaństwem. Bardzo niepokojące, jest to, że tego rodzaju idee łączy się z zabawami dzieci, z bajkami o duchach, z legendami o czarach, o przykładach nie chcę mówić są znane, wkrótce pojawi się przecież siódma część przygód Harrego Pottera, cudownego czarodzieja, idola milionów dzieci i młodzieży na całym świecie. Zabawy komputerowe, filmy, książki, to wszystko pokazuje, że nie istnieje jeden wieczny, kochający i dobry, jedyny Bóg, ale legion kapryśnych stworków, elfów, duszków, z którymi można się bawić zamieniając czarodziejską różdżką rodziców w żaby. Dorosłych, z kolei, karmi się obrazami o smokach, demonach, niewidzialnej sile z kosmosu, które są tak samo złe, jak i dobre, bo jedno i drugie jest tylko przypadkiem, kwestią scenariusza, czy układu gwiazd. Bóg i zło jest tym samym, to jest tylko sprawa umowy czy mody.
Po drugie, w moim przekonaniu, te niebezpieczeństwa dotyczące pierwszego przykazania wynikają z praktyki życia, bo ludzie coraz częściej żyją jakby Boga nie było. Jak inaczej wytłumaczyć sobie cały XX wiek, dwie wojny światowe, horror holokaustu, użycie bomby atomowej, zbrodnie stalinizmu, mordowanie dziesiątków milionów ludzi? Czy ludzie poważnie wierzący, żyjący konsekwentnie z zasadami Ewangelii, mogą doprowadzać do miliarda aborcji w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? Czy ludzie bojący się Boga eksperymentują na embrionach, uśmiercają z litości, wykorzystują dzieci do pracy w kopalniach itd.? To wszystko dzieje się przecież w świecie chrześcijańskim, a zatem gdzie tu jest Bóg?
I trzeci wątek tych zagrożeń, to pewnego rodzaju ofensywa intelektualna. ateizmu. To już nie żadne tam ideologiczne religie, jako opium ludu, co zresztą znamy z historii. Ale teraz ta ofensywa przeciwko Bogu jest bardzo mocno udowadniana na bazie nauk biologicznych, socjologicznych, psychologicznych, czy filozoficznych. I mówi się wprost, że Bóg jest tylko grą neuronów, jest urojeniem. W tym nurcie ukazały się ostatnio trzy książki znanych naukowców (Richard Dawkins, „Bóg urojony”; Christopher Hitchens, „Bóg nie jest wielki”; Daniel Dennett, „Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne.”), którzy do tej pory zajmowali się ewolucjonizmem, badaniem mózgu, neurobiologią, czy genetyką a teraz odkrywają oni swoje intencje i bez wątpliwości ogłaszają światu tzw. „nowy ateizm”. Według nowoczesnej nauki, według najnowszych odkryć, „idea Boga, który wysłuchuje naszych modlitw i z którym można rozmawiać, który działa w świecie, jest ideą bezsensowną, po prostu nie ma takiej Istoty” – mówi fragment wstępu jednej z tych książek.
Albo inny cel książki wydanej w milionach egzemplarzy: „założony cel tej książki zostanie osiągnięty, jeśli każdy religijny człowiek przeczytawszy ją pilnie od deski do deski stanie się ateistą”. Nie będą podawał tutaj tytułów, nie będą omawiał treści, bo nie oto chodzi. Ale ludzie się spotykają z takimi treściami, filmami, wypowiedziami, słuchają dyskusji i co najtragiczniejsze – nie wiedzą jaka jest prawda, nie znajdują odpowiedzi w swoich poglądach, bo ich wiara i wiedza religijna okazuje się zbyt słaba.
Dlatego potrzebny jest Dekalog, potrzebne jest przynajmniej solidne przemyślenie pierwszego przykazania. To konieczność odbudowy wiary według najnowszych przemyśleń i interpretacji, konieczność własnej, dojrzałej i mocnej odpowiedzi na duchowe zagrożenia współczesne. Być może stare argumenty nieco się rozkruszyły. Trzeba odświeżyć znajomość, sens i zastosowanie pierwszego przykazania i wszystkich przykazań. I w tym roku chcemy podjąć najtrudniejszy temat pierwszego przykazania klucz do zrozumienia sensu istnienia wszystkich innych przykazań. Bo, jeśli Boga nie ma, to po co jest tych kolejnych dziewięć?
1. Aby przejść do pierwszego przykazania, zastanówmy się najpierw nad całością, nad wszystkimi przykazaniami jako jedną nauką, jako nad jedną lekcją daną nam już od tysięcy lat.
Niewątpliwie trzeba by sięgnąć do Ewangelii, która mówi o przykazaniach: „Gdy Jezus wybierał się w drogę przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu rzekł: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną.” (Mk 10, 17-21) Znamy dobrze ten fragment, ale przyjrzyjmy się z jaką lekkością, wręcz swadą, Bóg w Jezusie Chrystusie mówi o przykazaniach. To jest coś oczywistego. Tu nie ma kolejności, Jezus cytuje, można powiedzieć przykazania na wyrywki. To coś, co w jakiś sposób należałoby traktować jako jedną całość w różnych kontekstach. Dalej Jezus nie narzuca przykazań na siłę. Nie mówi musisz to koniecznie znać, koniecznie zachowywać, ale proponuje odkrywać przykazania, pokazywać czego nam brakuje. Jest to relacja bardzo swobodna, ale zobowiązująca.
Przykazania wpisują się w cały kontekst historii zbawienia, całego Przymierza. Tutaj wyraźnie jest pokazane miejsce i czas, kiedy przykazania zostały dane. Nastąpiło to w trakcie powrotu z niewoli egipskiej, gdy w określonym miejscu i czasie na górze Horeb były dane przykazania Mojżeszowi. I wyraźnie czytamy w Starym Testamencie: Ja jestem twój Pan i Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej z domu niewoli. I następują przykazania. Ktoś by zarzucił, że tam są same zakazy – nie rób tego, nie rób tamtego. Większość przykazań jest w ten sposób zbudowana, ale popatrzmy na kontekst. Bóg mówi: Ja wywodzę cię z ziemi egipskiej, z domu prześladowań, z miejsca, gdzie byłeś nikim i daję ci przykazania. A zatem te sformułowania – nie rób tego, nie rób tamtego są warunkami istnienia naszej wolności To jest wytyczenie szlaku, obszaru, gdzie człowiek może być wolny, gdzie staje się człowiekiem Bożym, gdzie jest bezpiecznie, gdzie jest droga wytyczona ku Bogu. Mało tego, w pojęciu Nowego Testamentu można powiedzieć: Ja jestem twój Bóg ukrzyżowany na krzyżu, który cię wyzwala z niewoli grzechu. Jesteś teraz wolny. Zachowuj przykazania. To są te ramy, to są te możliwości, jakie daje Bóg. A jak widzimy z brzemienia dziesięciu przykazań, tak naprawdę zakres tej wolności jest ogromny.
Można powiedzieć, że w istocie Dekalog jest kartą wolności każdego człowieka wierzącego. Wierzącego! To najważniejszy kontekst: trzeba wierzyć w sens nadprzyrodzony przykazań bo to nie jest ludzki kodeks, umowa społeczna. Dawcą Dekalogu jest Bóg, któremu się wierzy i w którego się wierzy. Dlatego w pierwszych przykazaniach, jak niektórzy mówią: na pierwszej tablicy, są odniesienia do Boga, ponieważ przykazania są dla człowieka wierzącego i gdyby ktoś chciał stworzyć z Dekalogu jakiś uniwersalny kodeks etyki globalnej dla wszystkich to mu się to nie powiedzie. Dziesięć przykazań to jest wolność człowieka wierzącego. Ditrich von Bonhoeffer napisał: Łaską jest znajomość Bożych przykazań, uwalniają one nas od naszych osobistych planów i konfliktów, sprawiają, że pewnie stąpamy, a nasza droga jest radosna. (Cyt. za: A. Pronzato, t. I, s. 15).
Ludzie, którzy żyją przykazaniami są wolni, a ich droga życiowa jest naprawdę radosna. Nie mają się czego bać. Wiedzą, że czyniąc to, co mówią przykazania są bezpieczni. Ich sumienia są o wiele bardziej proste, czyste, bez zawirowań, bez zakłamań, problemów, dwuznaczności, kompromisów. Kiedy chcę poprawiać przykazania, wtedy zaczynają się pojawiać problemy. Gdy sobie jasno ustawimy drogę przykazań, bez naszych ludzkich prób manipulacji, kombinowania, szukania dziur w prawie, jak to czynią niektórzy, to wtedy można pobłądzić i wylądować na manowcach. Okaże się, że przekroczyliśmy prawo i trzeba ponieść określone konsekwencje. Natomiast kiedy traktujemy Dekalog jako dorobek wolności, kiedy nie jesteśmy zmuszani, nie jest to nam narzucone, nie jest eliminowaniem naszych możliwości, naszych szans, naszej przyszłości, wtedy dopiero przykazania zaczynają działać. I wtedy okazuje się ich wielkość.
I proszę zobaczyć, że w przykazaniach Bóg mówi do człowieka. To nie jest jakaś ukryta wiedza, a my musimy się domyślać: Co On chciał przez to powiedzieć? Bóg wchodzi w dialog z człowiekiem, traktuje go poważnie i zwraca się do niego konkretnie: słuchaj, to tamto, owo, bo tak wygląda rozmowa ludzi poważnych, tak wygląda dialog ludzi odpowiedzialnych, tak wygląda porozumienie pełne szacunku. Bóg naprawdę nas w przykazaniach traktuje poważnie. I Dekalog nie jest tylko obliczem wolości, ale też i miłości. To miłość do stworzeń popycha Boga do podarowania im swojego prawa. Piękna modlitwa żydowska mówi: wieczną miłością ukochałeś dom Izraela, Twego narodu, nauczyłeś nas Tory, reguł, praw i zasad. I to jest droga nie tylko wolności, ale jest do droga miłości, droga dialogu z Bogiem, który przemawia, który nas kocha, który się o nas troszczy, który dzieli się swoim prawem.
2. Co jeszcze trzeba powiedzieć o Dekalogu, jako całości? Przede wszystkim nie powinniśmy słuchać Dziesięciu Przykazań, jako głosu z dalekiej przeszłości, że to Żydom Bóg objawił Dekalog, a my chrześcijanie mamy jeszcze błogosławieństwa na Górze, mamy naukę Kościoła, mamy wiele innych cennych katechizmowych wskazówek. Czy rzeczywiście przykazania już się przestarzały? Otóż można powiedzieć, że aktualność przykazań przez tak długi czas (bo to prawo nie tylko chrześcijan, ale i wyznawców judaizmu) ukazuje pewną uniwersalność tego zapisu. Ukazuje, że przykazania mogą być bardziej aktualne niż kiedyś, ponieważ ich zakres się zwiększa. Jeśli popatrzymy na Dekalog pod kątem wydarzeń historycznych, to możemy powiedzieć, że dzieje chrześcijaństwa nauczyły nas poważniej i lepiej traktować Dekalog, bo on się może teraz bardziej przydać niż dwa tysiące lat temu. Kiedy zobaczymy jak bardzo rozwija się nauka i ludzkie możliwości, nowe dziedziny, odkrycia, jak potężna jest praca ludzka, jak umysł daje człowiekowi większe możliwości, to tym bardziej potrzebne jest prawo, potrzebny jest Dekalog, potrzebna jest droga, potrzebny jest pewien obszar, który ukaże nam granice naszych możliwości, który nam pokaże, gdzie w przyszłości nie wolno dalej już iść, bo wkraczamy na grząski teren, gdzie nie ma już przykazań i nie ma Boga.
Zobaczcie jak bardziej Dekalog okazuje się przydatny dzisiaj, niż dwa tysiące lat temu. Bo mamy do czynienia z większym bogactwem znaczeń, tego co zostało kiedyś uchwycone i powiedziane na początku. I można powiedzieć, że zakres Dekalogu dzisiaj się zwiększył, i jest raczej bardziej potrzebny, a nie, że stał się przestarzały i jest nieaktualny. Na przykład sposób w jaki rozumiemy dzisiaj przykazanie Nie zabijaj wykracza na pewno poza sens, jaki mogli mu przypisać Mojżesz i jego rozmówcy. I z tego powodu możemy przystąpić do przykazań z poczuciem zdziwienia i nowości, jak do niewyczerpanego źródła wnosząc jednak do przykazań własne doświadczenia, pytania, problemy. I wtedy odkryjemy, że ciągle przykazania kryją w sobie niewyobrażalne możliwości. I niespodzianki. I mogę zapewnić, że dopóki istnieje ludzkość, dopóki rozwija się człowiek, nigdy nie nadejdzie kres, możliwości zgłębiania, wydobywania ciągle nowych znaczeń z przykazań. Myślę, że do Dziesięciu Przykazań można zastosować słynną maksymę Grzegorza Wielkiego: Pismo wzrasta wraz z tym, kto je czyta. To znaczy, że przykazania w swojej zasadniczej istocie nie podlegają modyfikacjom, nie podporządkowane są nastrojom, zmianom, upodobaniom i światopoglądom. One wraz z rozwojem ludzkości ukazują swój potencjał, możliwości i wzrastają razem z ludzkością. Coraz lepiej rozumiemy tekst, który chociaż dawno był zapisany, to dzisiaj nie przestaje nas zadziwiać i pozwalać poszukiwać i drążyć coraz bardziej.
Można nawet powiedzieć, że w czytaniu Dekalogu, analizowaniu i zastosowaniu do naszego życia jest jeszcze jakby druga część tej prawdy. To jesteśmy my sami. Jak my się zmieniamy pod wpływem przykazań. Jak my próbujemy zastosować te stare przecież prawdy tu i teraz w konkretnych sytuacjach życia, w pracy, w domu, na ulicy. To jakby druga strona przykazań, to my sami. Każdy czytelnik, który wczytuje się w tych dziesięć słów. I im bardziej czytamy, im bardziej wsłuchujemy się tym sami jesteśmy inni. To my zmieniamy rozumienie przykazań i one nas zmieniają. To jest dialog. Przykazania są czymś żywym i kształtują nasze życie i jednocześnie my oddziałujemy na rozumienie przykazań. I chyba na tych naszych rozważaniach, na tych naszych pielgrzymkach i potem już w pracy, w domu, musimy w przykazaniach szukać własnego oblicza, własnego życia, własnego postępowania.
3. Jest taka historyjka ewangeliczna, doskonale obrazująca tę wzajemną wymianę pomiędzy Słowem, przykazaniem, a człowiekiem. Otóż pewien uczeń złożył wizytę swojemu nauczycielowi, który zadał mu takie pytanie: Czego się nauczyłeś? Uczeń odpowiedział: trzy razy przejrzałem Talmud. Nauczyciel na to: ale czy Talmud ciebie przejrzał? Bo w istocie możemy o przykazaniach mówić godzinami, możemy analizować je latami, ale czy rzeczywiście one przenikną nasze sumienia, nasze życie, nasze postępowanie, motywację, myślenie? Czy to będzie cały czas monolog Boga do nas, czy to będzie dialog, w którym będziemy Bogu odpowiadać i pytać, wymieniać doświadczenia, poszukiwać, cały czas w atmosferze ojca i syna, który uczy się mądrości życiowej. Tato, a jak jest to i to. Słuchaj to jest to, a tamto wynika z tego i tak to już musi być. I w tym wypadku musimy wziąć pod uwagę jeszcze coś innego. To od małego dziecka tak powinien wyglądać dialog wychowawczy w rodzinie i tak to wygląda w historii zbawienia. I Dekalog jest tym słowem, tym narzędziem, tym sposobem, w którym nie tylko Bóg szuka człowieka, pokazuje mu swoją miłość, przestrzeń wolności, ale w którym każdy człowiek odnajduje swoje własne oblicze.
Jeszcze jeden wymiar przykazań, nie tylko taki statyczny, w miejscu, to mobilizacja przykazań w naszym życiu do lepszego życia, do mobilizowania się w wysiłkach, do jeszcze lepszej pracy nad sobą, do analizowania przykazań i dynamicznego odpowiadania w życiu. Można powiedzieć, że w pewnym sensie przykazania są takimi gwoźdźmi, które nas przymocowują, nas przybijają nawet do Boga. Zaraz kojarzy się nam Krzyż. Oczywiście można też tak powiedzieć, ale chodzi o narzędzie, o gwóźdź, który łączy nas z istotą, przy której chcemy być blisko, z którą chcemy się utożsamiać. A z drugiej strony przez analogię, oprócz gwoździ jeszcze są ostrogi, które są w ruchu, które mobilizują człowieka przez cały czas do działania, do odkrywania, do poszukiwania. Jeśli gwóźdź jest przykazaniem, jest mocno osadzony i trwały, statyczny, to ostroga zachęca do pójścia dalej, jest elementem dynamicznym.
Przykazania mają na pewno tkwić w naszym sercu mocno jak gwóźdź, ale mają być bodźcem, który mobilizuje nas aby pójść dalej. I chociaż w przykazaniach, cytowanych na początku wobec ewangelicznego młodzieńca Chrystus skreślił wszystko: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie przysięgaj fałszywie, to są to gwoździe, których nie można usunąć. Ale mówi Chrystus do faryzeuszy – a Ja wam powiadam – mamy ten bodziec, który oznacza przekroczenie siebie i pójście w kierunku Boga, w kierunku świętości i zmiany swojego życia. Można powiedzieć, że człowiek jest bez przerwy jakby przybijany gwoździem i mobilizowany ostrogą, że przykazania nie mogą nam pozwolić na spokojny sen, na błogie samozadowolenie, że już wszystko wiemy, że nic nas nie poruszy, że wszystko będzie dobrze. Mamy już tą swoją prawdę ustaloną. W końcu mamy swoje lata, swoje doświadczenie. Wierzymy jak wierzymy. Przykazania są jakie są.
Nasze spotkania, ta pielgrzymka, te mini rekolekcje mają uświadomić, że niektóre gwoździe są obluzowane, że nasza ostroga jest często przerdzewiała, ona już się nie rusza, ona jest już statyczna, że gdzieś tam usnęliśmy w naszym rozwoju i okazuje się, że jesteśmy poza przykazaniami, że jesteśmy czymś zniewoleni, że po drodze zabrakło nam miłości, zabrakło nam tego Bożego dialogu, że wciąż w istocie jesteśmy na marginesie tej istoty, które zawarta jest w dziesięciu słowach. I naszym zadaniem jest odszukać na nowo pogłębiony sens Dekalogu, aby na nowo umocnić się nie tylko w znajomości przykazań, ale w ich zastosowaniu. Jak się okaże w dalszych naszych rozważaniach możemy się spodziewać bardzo wielu niespodzianek. Otworzą się przed nami perspektywy zrozumienia, perspektywy zastosowania rzeczy i spraw, o których nie myśleliśmy, że to są przykazania, że to dotyczy prawd opisanych w tych dziesięciu słowach, że to dotyczy właśnie istnienia Boga.
Dekalog ma być dla nas radosnym odkryciem, a zwłaszcza pierwsze przykazanie, jak bardzo jesteśmy ateistami. Nie wiedząc o tym zachowujemy się jak ludzie niewierzący, jak ludzie którzy oczywiście kochają, wykonują swoje obowiązki są prawi, a jednocześnie żyją tak, jakby Pana Boga nie było. A my chcemy Go spotkać tutaj na nowo, chcemy Go rozpoznać i pokochać i przeprosić za to, że byliśmy tak daleko, że to co dotychczas poznawaliśmy to były jakieś pozory prawdziwego Boga, jakieś bożki, a teraz to już naprawdę wiemy, że to ten Bóg, który nas ukochał umarł za nas, przyprowadził nas do tego miejsca i jeszcze raz mocniej przytulił i szepnął te wspaniałe dziesięć słów do ucha.
4. Teraz szczegółowo rozważmy pierwsze przykazanie: Ja jestem Pan twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie. Nie będziesz czynił żadnej rzeźby, ani obrazu tego co jest na niebie wysoko, ani tego co jest w wodach, pod ziemią. Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył.
To jest podstawowa prawda nie tylko wiary Izraela, ale również prawda wiary chrześcijańskiej. Jest to przykazanie można powiedzieć podstawowe, najważniejsze, ponieważ wprowadza do całego Dekalogu – jak już powiedziano – stanowi taki swoisty fundament dla wszystkich innych przykazań. Na pewno sformułowanie: Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej z domu niewoli, jest swoistą wizytówką Boga. Objawia się kim jest i co czyni. Podana jest równocześnie relacja Boga z człowiekiem. Ja jestem Pan, twój Bóg. Człowiek jest tutaj partnerem, jest tutaj w dialogu z Bogiem. Charakterystyczne, że w tym zdaniu Bóg nie ukazuje się w charakterze stworzyciela świata, ale wyzwoliciela. Przede wszystkim dlatego, że Dekalog jest ofiarowany narodowi, który zostaje wyzwolony z niewoli. I na pewno za to naród wybrany jest zobowiązany do czci i posłuszeństwa, bo winien jest wdzięczność. Znamy historię wyjścia Izraela z Egiptu. Wiemy, że odbyło się to w sposób cudowny. I dlatego Bóg nawiązując ten dialog z człowiekiem uczciwie pokazuje mu zobowiązania dla człowieka. Przykazania nie są potrzebne Panu Bogu, one są potrzebne człowiekowi.
Na samym początku było takie rozumienie, że chodzi tylko o zakaz czczenia innych bóstw. Pamiętajmy, że Izrael był otoczony wkoło poganami, gdzie kwitło wielobóstwo. A zatem pierwszy wymiar Dekalogu to jest pozbycie się całego balastu bożków, nieprawdziwych bóstw, martwych posągów, statuetek, którym oddawano cześć, a które są pustymi znakami, które nie dają mocy, nie dają życia. I ta pierwsza forma przykazania – nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, pokazuje, kto jest najważniejszy i kim jest prawdziwy, jedyny Bóg. Przede wszystkim ważne jest stwierdzenie, że nie istnieją inni bogowie, że nie ma innej mocy poza Bogiem Stwórcą. Starożytny Izrael nie znał jeszcze pojęcia duchów piekielnych, nie znał tej całej teologii odrzucenia upadłych aniołów. To wszystko było gdzieś tam w tle, a najważniejsza była idea jedynego Boga.
Dzisiaj, kiedy mamy całe objawienie i wiemy jaka jest cena naszego zbawienia, wiemy z kim musimy się zmagać i widzimy walkę dwóch wrogich sił, z których jedna jest Stwórcą, a druga odrzuconym stworzeniem, zbuntowanym wobec Boga, to jesteśmy dzięki temu mądrzejsi, dojrzalsi, bardziej odpowiedzialni. My teraz znamy hierarchię ważności, że zły szatan nie jest równy Bogu, jest też stworzeniem, to jest też twór Boga, który na prawie wolności sprzeniewierzył się swojemu Stwórcy. My o tym doskonale wiemy i dlatego treść pierwszego przykazania, dla nas można powiedzieć jest bogatsza.
Sam św. Paweł przyzna później, że inni bogowie i wiele panów istnieje jako pokusa dla idei jedynego Boga. Nawet często deklaracje ateizmu zakładają nie tyle oddawanie hołdu innym bóstwom, co stwierdzenie, że Boga wcale nie ma, że człowiek jest sam dla siebie panem. To jest największa pokusa, największe niebezpieczeństwo pierwszego przykazania i życia chrześcijańskiego.
5. Dzisiaj można wyróżnić cztery wymiary pierwszego przykazania.
Pierwsze – Nie będziesz miał bogów cudzych obok Mnie. To znaczy trzeba kochać Boga miłością absolutną, nie rozdzielając jej choćby w małych cząstkach pomiędzy inne wartości, czy martwe bóstwa Pan żąda wyłączności. Jest to podstawowa sprawa. Albo Bóg, albo nic innego. Największym brakiem ludzkim jest podzielone serce. Musimy sobie uświadomić, że największym dramatem człowieka nie jest to, że odrzuca Boga, ale największym dramatem jest to, że oprócz Boga są inne bożki, inne wartości. To jest największy problem. Bo my chociaż łatwo możemy uznać istnienie Boga, to znacznie trudniej jest nam wyzwolić się od całych tuzinów bożków, półbogów, idoli i pseudowartości, którymi dzielimy nasze serce. Tak być nie może. W psalmie 86 prosimy: Naucz mnie Panie twej drogi, bym postępował według Twojej prawdy. Skłoń moje serce ku bojaźni Twojego imienia.
Niestety zamiast tego zjednoczonego serca, jakie mieliśmy w raju, mamy jakby dwa, trzy i więcej serc, zachowując, te rezerwowe, na jakieś inne cele. Zasługujemy tutaj na zarzut Eliasza: Dopóki będziecie chwiać się na obie strony. Trzeba, aby dojrzała w nas świadomość, że Bóg nie zamierza dzielić się z nikim swoją miłością. My jesteśmy Jego własnością ale w sensie wyjątkowości. Tak samo jak człowiek nie mógłby znieść myśli, że ukochana przez niego osoba kocha również kogoś innego. Ta wyłączność jest nam ludziom niezbędna, konieczna do właściwego funkcjonowania w ekonomii miłości. I tak samo możemy sobie wyobrazić zazdrość Boga, kiedy wie, że ukochane przez Niego stworzenie, że człowiek za którego Bóg oddaje życie w swoim Synu, kogoś innego obdarza jakimś uczuciem, jakąś wartością, chociażby w jednym małym procencie zwraca się do kogoś, czy do czegoś innego. Wynika z tego, że przykazań, które zostają określone później nie należy rozumieć w terminach czysto prawnych, czy legalnych, ale jako wyraz woli Boga, który nas kocha i chce byśmy również w tych pozostałych przykazaniach, nawet wobec bliźniego oddawali cześć przede wszystkim Bogu.
Drugi wymiar – Nie będziesz czynił żadnej rzeźby, ani żadnego obrazu tego co jest na niebie wysoko, ani tego co jest na ziemi nisko, ani tego co jest w wodach pod ziemią. To jest przykazanie, które przepędza wszystkie inne bożki i wyobrażenia, które są poza Panem, Bogiem Izraela. Jakakolwiek magia, jakiekolwiek bałwochwalstwo. W odróżnieniu od bogów, które czczono jako posągi i umieszczano jako symbole, Bóg nie ma żadnego wyobrażenia. Pamiętajmy, że to był Stary Testament, tam Bóg był tylko i wyłącznie Duchem. Nie mogło być najmniejszego materialnego znaku Boga. Dzisiaj, kiedy Bóg zstępuje w ludzkim ciele, te wyobrażenia mogą być. Nawet są już wyobrażenia Boga Ojca, ponieważ nam nie grozi utożsamienie symbolu, czy znaku z samym Bogiem! Nawet jeśli tutaj oddajemy cześć Matce Bożej, to nie tej desce pomalowanej, tylko Matce Bożej, która żywa jest w naszych sercach, w naszym otoczeniu, w niebie, ale nigdy w tym obrazie! Nie ubóstwiamy samego wizerunku, a jedynie Postać, którą wizerunek przedstawia, ukazuje. I tak też jest dzisiaj z Bogiem. Ale w Starym Testamencie, w dawnym Izraelu było inaczej. Tam nie mogło być najmniejszego wizerunku, znaku, który by pokazywał Boga. Wymowny pod tym względem jest epizod o złotym cielcu. Pamiętamy tę historię ze Starego Testamentu. I dlatego my nie możemy Boga zamykać w żadnej przestrzeni, uczynić Go namacalnym w żadnym przedmiocie. On jest wyłącznie głosem, słowem, osobistą i żywą obecnością, duchem.
Trzeci wymiar dotyczy kultu – Nie będziesz oddawał im pokłonu, nie będziesz im służył. Otóż oddawać pokłon i służyć to dwa różne czasowniki w Piśmie Świętym, które należy rozumieć w znaczeniu liturgicznym. Chodzi o to, że pierwsze przykazanie dopuszcza oficjalną cześć, oddawanie chwały w sposób uroczysty, liturgiczny, tak jak my to czynimy w czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu, tylko i wyłącznie Bogu. Nie można robić nabożeństw ku czci jakiś wydarzeń, ku czci innych ludzi. To się niestety zdarza, w takim neopogaństwie, że ubóstwiamy ludzi. Choćby kult jednostki, znany z historii, albo też nadmierne podkreślenie wartości jakiegoś wydarzenia, często w sposób aż liturgiczny, jakby to było nabożeństwo, jakaś liturgia, odbywają się różnego rodzaju uroczystości zupełnie świeckie. Inna rzecz, że czasami celowo kreuje się różne wydarzenia, aby rozmyć istotę nabożeństwa, które można oddawać jedynie Bogu.
Jeszcze czwarty wymiar przykazania – Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną przedstawia nam Boga bezkompromisowego, który objawia się szczególnie Izraelowi, w historii, w konkretnym czasie i wymaga od Izraela, żeby poza słowem nie szukał innych sposobów kontaktu z Nim. Jest bardzo ważne, abyśmy dzisiaj rozumieli to właściwie. Otóż wyjaśniam, że jakakolwiek inna sfera poznania Boga nie może wychodzić poza Słowo. To znaczy jakiekolwiek wizje, wydarzenia, objawienia, cudowności nie są poznaniem właściwym, naturalnym Boga. Tylko to, co Bóg objawia w swoim Słowie, w Piśmie Świętym to jedynie jest objawieniem Jego istoty, Jego życia, Jego jedyności, Jego miłości. To bardzo ważny kontekst zwłaszcza we współczesnym rozumieniu religii, która czasami się rozszerza, o tzw., objawienia prywatne. To oczywiście jest temat szerszy i nie będą go rozwijał za dużo, ale chodzi o to przede wszystkim abyśmy widzieli hierarchię poznania Boga. Tylko jedyny Bóg, który się nam daje poznać w Piśmie Świętym i w objawieniu, od Księgi Rodzaju po Apokalipsę, to jest jedyne, prawdziwe objawienie Boga Żywego, dla wszystkich i dla Izraela i dla chrześcijaństwa i dla wszystkich ochrzczonych. Tylko ten sposób. Innego objawienia Boga nie ma. I to wchodzi w zakres pierwszego przykazania, z czego czasami nie zdajemy sobie sprawy.
Krótko mówiąc, jeśli mamy prawdziwy związek z Bogiem to musi się on wyrażać w kulcie wyłącznie poprzez Jego Słowo, wyłącznie poprzez Ewangelię, poprzez Pismo Święte i nie można np. podczas Mszy świętej korzystać wyłącznie z homilii jakiś Doktorów Kościoła. Nie można polegać tylko na jakiś komentarzach, musi być liturgia słowa zaczerpnięta z Pisma Świętego. Jeśli na przykład korzystamy z jakiś form kultu, jakiegoś nabożeństwa, tam musi być przede wszystkim element Słowa Bożego. Nawet rozpoczynając takie nabożeństwo, czy pozdrawiając, czy wchodząc w nabożeństwo musimy oddać cześć objawionemu Bogu przez Ojca, Syna i Ducha Świętego. W każdym razie nie można stawiać na równi rozumienia chrześcijańskiego i innych religijnych doświadczeń, innych religii, innych obrządków, innych kultów. To absolutnie nie mieści się w wymiarze pierwszego przykazania.
6. Jeżeli człowiek ma jasno ustawioną hierarchię wartości, wie, że Bóg jest jedynie ważny, absolutnie ważny i nie ma jakichkolwiek innych wartości, zapewniam, że życie tego człowieka jest o wiele prostsze, o wiele czystsze, spokojniejsze. Tam jest wszystko jasno określone. To tak samo jak w naprawdę dobrym małżeństwie. Jeśli mąż, czy żona wie o jedyności i miłości swojego męża, który nie ma absolutnie nikogo, ani jakiś dawnych przyjaźni, kolegów, koleżanek, nie ma jakiś przyjaciółek, to w tym związku takiej wspaniałej miłości naprawdę już nic nie trzeba, tam jest harmonia, tam jest spokój, nie ma cienia zazdrości, czy zdrady, nawet w myślach. To porównanie mocno związanego małżeństwa jest dla większości z was bardzo jasne, tym bardziej, że miłość małżeńska jest obrazem miłości Chrystusa i Kościoła, tego jedynego związku, który może istnieć. To jest miłość absolutnie jedyna i nie ma tam wartości, ani osób trzecich.
W pierwszym przykazaniu Pan mówi: tylko Ja muszę ci wystarczyć. Absolutnie nie ma nic innego, co nas ogranicza, co na zubaża, tylko to może nas ubogacić, zaspokoić, niezależnie od wszelkich pragnień, oczekiwań, różnych okoliczności, tylko Ja i nic więcej. Skoro Bóg z taką wielką miłością zwraca się do stworzenia, to trzeba uczciwie takim samym afektem, takim samym uczuciem, taką samą wyłącznością zwrócić się do Boga.
To są te podstawowe wątki związane z pierwszym przykazaniem. Teraz może kilka zdań negatywnych. Czego zabrania pierwsze przykazanie? Bo dotychczas mówiąc o tej wyłączności, o tej w cudzysłowu „zazdrości” Boga o człowieka i odwrotnie, mamy przede wszystkim otwartość pozytywną. Natomiast, co może faktycznie pierwsze przykazanie zabraniać to katalog, zaczerpnięty z Dziejów Apostolskich. Pierwsze przykazanie potępia bałwochwalstwo, zabobony, wróżbiarstwo, magię, czary, praktyki satanistyczne, spirytyzm, łatwowierność, symonię oraz wszelkiego rodzaju wystawianie Pana Boga na próbę.
A historia z kuszeniem Chrystusa na pustyni? Właśnie wystawianie na próbę w słowach, w uczynkach, a nawet w myślach jego dobroci i wszechmocy. Można tutaj przytoczyć szereg miejsc z Pisma Świętego, ze Starego i Nowego Testamentu. Również Psalmy, Księga Wyjścia, może już szczegółów nie będą przytaczał, bo Państwo znacie doskonale Pismo Święte i wszelkiego rodzaju praktyki bałwochwalcze, czy zabobonne mogą być tutaj oczywiste. Ale zwrócę uwagę na jedno zjawisko negatywne w pierwszym przykazaniu. Chodzi o cudotwórstwa, objawienia, uzdrowienia, gdy komuś się objawia anioł, czy Matka Boża. Otóż, o ile mamy tę jasność w Słowie, Bóg objawia się w Słowie, w niczym innym, o tyle w cudownościach trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ większość z tych objawień, z tych cudowności nie ma nic wspólnego z Bogiem i jest często przeciwko pierwszemu przykazaniu. I dlatego najbezpieczniej jest przede wszystkim zaufać Słowu Bożemu. To jest twarda, mocna droga, którą można pewnie stąpać. Natomiast jak schodzimy na pobocza, na te piękne trawki, na te miękkie podłoża, to nagle może się okazać, że jesteśmy po szyję zanurzeni w jakimś bagnie. I z cudownością jest ten problem, że bardzo często zły duch w pięknych obrazach, w jakiś cudownościach mami człowieka, nie tylko wprost przeciwko Bogu, ale pokazując różnego rodzaju wartości pośrednie, albo drugorzędne. I to jest niebezpieczne, bo jak już powiedziałem pierwsze przykazanie nie znosi jakichkolwiek wartości poza Bogiem samym. I nie może istnieć jedyny Bóg i jeszcze jakieś tam bóstwo, posłuszne oczywiście Panu Bogu i służące człowiekowi, zbawieniu itd. Nie ma czegoś takiego. Albo jest jeden jedyny Bóg, albo jest coś niebezpiecznego, jakieś mamienie, jakieś cudowności.
Dlatego nie tylko same cudowności, ale cudotwórstwo jest poważnym problemem wiary. Bo jeśli nawet szatan potrafi uzdrawiać? A wiemy to z różnych świadectw, kiedy zły duch potrafi uzdrowić człowieka, aby opanować jego duszę i bardziej skłonić go do zdrowia, do sprawności, powrotu do możliwości jakie miał przed chorobą. Człowiek się tym zachwyca i cieszy, a tu okazuje się, że odszedł od Boga, że chociaż ma zdrowie, ma pieniądze, odzyskał pracę, ale tak naprawdę to wcale nie był to cud, ale ślepa uliczka, boczy tor, z którego później trudno zawrócić. Oczywiście problem jest szerszy i za mało na pewno czasu, aby na takiej konferencji to wszystko wyjaśnić. Ale cudotwórstwo, pragnienie tego, oczekiwanie na jakieś nadzwyczajne znaki jest domaganiem się Boga łatwej wiary, na naszą miarę, zgodnie z naszą wyobraźnią i upodobaniami oraz życia szczęśliwego ale z wykrzywionym obrazem Boga, że Bóg taki łatwy, przestaje być prawdziwym Bogiem.
7. Przypomina mi się taka historia bodajże ze św. Marcinem, kiedy św. Marcinowi, który trwał na pokucie za swoje grzeszne życie żołnierskie. Gdy św. Marcin się modlił pojawił się szatan pod postacią Chrystusa i zaczął świętemu prawić komplementy: Jakże się cieszę, że jesteś mi tak wierny, że tak mi służysz i chcę ci za wszystko jakoś nagrodzić, co byś chciał? Był to sprytny podstęp diabła, aby wzbudzić w Marcinie pychę ale św. Marcin przypatrzył się temu „Chrystusowi”, którego przedstawił mu diabeł i pyta: A gdzie ty masz ślady męki na dłoniach, w boku, na nogach? Szatan widząc, że jego sztuczka zaczyna być podejrzana próbował się ratować: Tam w chwale niebieskiej nie ma już cierpienia, tam jest tylko uwielbienie i ja nie muszę mieć tych znaków. Św. Marcin jednak nie dał się oszukać i powiedział: O nie, idź precz szatanie. Dla mnie Chrystus, który nie ma śladów męki, który nie umarł i nie zmartwychwstał, nie jest dla mnie prawdziwym Chrystusem.
Jest to oczywiście pewnie jedna z licznych legend z życia świętych, ale uczy nas bardzo ważnej rzeczy. My nie możemy w Bogu szukać łatwizny. Jeśli Chrystus jest dla nas tylko uwielbiony, uzdrawiający, taki cukierkowaty, taki przyjemny, kolorowy, to nie jest prawdziwy Bóg. Do Boga trzeba przyjść w cierpieniu, w trudzie. Trzeba się namęczyć, aby Go osiągnąć i zbliżyć się do Niego. Oczywiście jest za to nagroda ale w formie szczęśliwego, dostatniego życia tu na ziemi ale w inny sposób. To nie jest taki przyjemny powrót z Jasnej Góry a wszystko nagle po pielgrzymce staje się proste. Nie ma takiej cudownej nagrody za udział w pielgrzymce. Otrzymuję lepszą pracę, jakieś honoraria, staję się prezesem, a moja chora żona nagle staje się zdrowa, dzieci się ze mną zgadzają, wnuki są posłuszne i same cudowności mnie spotykają. Po naszej pielgrzymce, gdyby to się działo, to bym się zaniepokoił, bo tutaj chodzi o coś więcej, o poznanie Boga w Jego jedyności, w Jego prawdziwości, a przyjęcie Jezusa Chrystusa ma się odbywać w Jego cierpieniu, męce i zmartwychwstaniu. Przykład z św. Marcinem pokazuje niebezpieczeństwo cudownej wiary, czy pokusę nadzwyczajnych łask, cudotwórstwa.
Proszę mnie jednak źle nie zrozumieć w drugą stronę. Jeśli komuś Pan Bóg daje łaskę i jest mu łatwiej, jeśli na jakimś odcinku życia rzeczywiście się coś polepsza to nie trzeba się znowu bać, że tutaj zaczyna działać szatan. Tylko trzeba mieć cały czas w środku, w sumieniu, w sercu, taki języczek u wagi, żeby wyczuwać, co faktyczne jest od prawdziwego Boga, a co jest łatwym bogiem, czymś pozornym we wierze, takim „Chrystusem” bez ran, bez świadectwa męki i śmierci na krzyżu.
Jeszcze takie dopowiedzenie, mianowicie bardzo często prawdziwą wiarę, jej autentyczne cechy pochodzenia od Boga można dopiero wtedy zobaczyć, doświadczyć, jeśli jest ukryta, jeśli jest przeżywana w moim sercu. Nie dowiadują się tłumy, że jestem uczestnikiem jakiejś łaski, czy uzdrowienia. Bóg jest dyskretny w swojej łasce, lubi sprawiać niespodzianki, jest geniuszem w wyszukiwaniu czasu na cuda, daje łaskę w najbardziej stosownym czasie. Jak pracowałem kiedyś w czasie wakacji w sanktuarium św. Antoniego w Padwie widziałem, jak tłumy ludzi prosiły i domagały się cudów ale jeden z pracujących tam na stałe ojców mówił: Nie, tutaj dzisiaj nie będzie żadnego cudu. Najwięcej cudów u św. Antoniego dzieje się o świcie, kiedy jest pusto i cicho, kiedy nie ma tłumów, kiedy są pojedynczy ludzie, wtedy dopiero dzieją się cuda. Albo pod wieczór, kiedy wszystko opustoszeje i nikt nie spodziewa się nadzwyczajnych łask. Rzeczywiście, miał rację. Nie chodzi o jakąś atmosferę cudowności, wielkich znaków, gdy ludzie pchają się do przodu, aby zobaczyć jak najbliżej, żeby dotknąć figurę Matki Boskiej czy obrazu świętego aby doznać olśnienia, uzdrowienia właśnie w tym momencie. To nie oto chodzi. Może więc ta dyskrecja Pana Boga, to ukrycie Jego łaski i mocy jest większym dowodem że Bóg działa niż pojawienie się mnóstwa cudowności na żądanie i jakieś wspaniałe wizje dla tłumów.
Oczywiście niektóre pobożne osoby nie potrafią respektować tej dyskrecji Pana Boga i pragną ją sforsować na wszelkie sposoby, brakuje im często umiaru. Ośmielam się twierdzić, że czasami brakuje po prostu przyzwoitości względem największej świętości i to pod złudną zasłoną miłości, jakiś niezdrowych tendencji, przy jakimś „podglądactwie religijnym”, aby jak najwięcej zobaczyć, dopchać się, aż pod sam ołtarz, do pierwszego rzędu, aby wszyscy widzieli. Nie chcę nikogo obrazić ani oceniać, ale proszę zrozumieć istotę ducha pierwszego przykazania. To jest bardzo ważne. Bóg nie potrzebuje ludzkiej chwały, On jest wieczny i nieskończony a Jego chwała sama w sobie Mu wystarczy. On stworzył wszystko i z człowiekiem podzielił się istnieniem abyśmy byli szczęśliwi jak On. On to czyni dla nas, żeby nam ułatwić bycie z Nim tylko i wyłącznie, żeby nic nie stało na przeszkodzie. Nawet jeśli są to pobożności, cudowności, jeśli jest tam trochę ludzkiej chwały to już ta najmniejsza ludzka chwała będzie przeszkodą w naszym prostym, czystym, a przede wszystkim wyłącznym zbliżeniu się do Boga, poznaniu Jego miłości i tego miłosnego dialogu, tej cudownej relacji, w której Bóg nam daje przykazania, abyśmy otworzyli się na cały świat i mieli uporządkowaną hierarchię wartości. W tym kontekście, jeszcze chcę zacytować zdanie, które gdzieś przeczytałem i które mnie osobiście mocno uderza. Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wtedy wszystko inne jest na właściwym miejscu. Gdy jednak Bóg nie jest na pierwszym miejscu to wszystko inne nie jest na właściwym miejscu.
To znaczy, że można być bardzo blisko Boga, można czynić w naszym życiu, rodzinach, w weterynarii i w całej Polsce wiele wspaniałych dzieł, ale tam gdzie Bóg nie jest na pierwszym miejscu, tam nic nie ma na dłuższą metę wiele wartości. Inaczej mówiąc: Jeśli ktoś boi się Boga, to się nie boi niczego. Nie boi się zła, systemów, ludzi, niczego. Boi się tylko Boga i Jego uznaje za wyłączną wartość, którą kocha. Natomiast jeśli ktoś się Boga nie boi, to boi się wszystkiego innego, wszystkich rzeczy, osób, układów, swojego życia, a nawet swego cienia. I taki jest najgłębszy sens, taki jest duch pierwszego przykazania. On jest ponad wszystko jeden jedyny. I to jest najważniejsze. Nie traktujmy tej wyłączności, „zazdrości” Boga jako Jego braku, pomniejszenia. To jest dla naszego dobra.
8. Teraz, w kolejnej części naszych rozważań na temat pierwszego przykazania Dekalogu, spróbujmy jeszcze sobie uświadomić co nam przeszkadza w odkrywaniu prawdziwego Boga, co sprawia, że Bóg jest „zazdrosny” o nas, gdy naszą uwagę przykuwają bardziej rzeczy, sprawy i ludzie niż Bóg. Już z poprzednich rozważań wiemy, że pierwsze przykazanie pozwala oczyścić nasze życie z różnych niepotrzebnych drobiazgów, niepotrzebnych bożków, które ujawniają, że nasza wiara nie jest czysta, ale jest skażona różnymi niepotrzebnymi dodatkami. A jakie konkretnie są to rzeczy, sprawy czy różnego rodzaju pokusy przeciwne pierwszemu przykazaniu Dekalogu? Tych bożków, starych i nowych, wczorajszych i dzisiejszych jest bardzo wiele. Na pewno nie o wszystkich tu powiemy, ale są takie, ewidentne formy bałwochwalstwa, które pierwsze przykazanie zdecydowanie potępia, ponieważ one zawsze zaciemniają nam jedyną Miłość.
Pierwszy, najpoważniejszy bożek w naszym życiu, który przesłania nam Jedynego Boga, to jest szeroko pojęta ekonomia, to jest ewangeliczna mamona, to jest wręcz imperializm ekonomiczny, który jest w stanie zupełnie zmienić nasze życie. Mówi się niekiedy o dzikim kapitalizmie, o globalizmie, który jest najbardziej ewidentnym wcieleniem bożka imperializmu ekonomicznego. Oczywiście nie cała ekonomia i wszystkie pieniądze świata są złe. Ciężko zarobione pieniądze pozwalają człowiekowi godnie żyć i kupować wartościowe rzeczy, które mogą posłużyć do zbawienia ale tu w imperializmie ekonomicznym chodzi o takie różnego rodzaju „interesy”, „biznesy”, „bilanse”, „rynki” i „zyski”, w których kryją się różnego rodzaju bożki, bożyszcza. Człowiek jest im podporządkowany. Niektóre rzeczy i idee nie służą człowiekowi, ale człowiek jest im podporządkowany. Liczy się produkcja, wydajność za wszelką cenę i człowiek nie liczy się dla samego siebie ale dla tego, co wytwarza i konsumuje. Taki jest nasz świat. I to jest najnowsze ujęcie ekonomicznego grzechu przeciwko pierwszemu przykazaniu. Również reklama, która służy temu bożkowi ekonomicznego kapitalizmu, wszystko, co nachalnie i nieprawdziwie wiąże się z wygórowanymi potrzebami, z oszukiwaniem klientów, wszystko, co się wiąże z nadkonsumpcją. Nawet w budowaniu Kościoła i kulcie Pana Boga można budować ołtarze zysków i interesów. Można po chrześcijańsku sprawić, że czcimy przy okazji ideologię rynku, jako osobistą religię. Pod pozorem miłości bliźniego, pomagając ubogim, też można nieźle się dorobić a to jest wtedy nie tylko obłuda ale i sprzeciw pierwszemu przykazaniu. Weźmy pod uwagę chociażby znaki firmowe, jakieś wielkie logo firm, marek związanych z modą, z żywnością. One zawładnęły całkowicie zbiorową wyobraźnią. Wystarczy, że pokaże się jeden znak i wszyscy wiedzą o co chodzi. Może to być firma odzieżowa, a z artykułów spożywczych choćby Coca Cola. To gdzieś podświadomie rzutuje na naszą wiarę. I nie chodzi o to, czy faktycznie płacimy za wykonanie, za materiały, w większości płacimy za markę. Płacimy za jakiegoś bożka. Warto sobie uświadomić, jak taki imperializm ekonomiczny może być dla nas bożkiem.
Drugi bożek współczesności, który nam zakłóca przeżywanie Boga jedynego to uwielbienie siebie. Narcyzm, który prowadzi do autokontemplacji, do zadowolenia z siebie, wywyższenia się. Potrzeba bycia podziwianym, kochanym przez innych. Ludzie, którzy mają wysokie mniemanie o sobie, prawdziwie nie mogą dostrzec jedynego Boga. A jeżeli nie ma tego potwierdzenia ze strony innych, że jesteśmy najlepsi, wówczas tak bolejemy, tak rozpaczamy jak byśmy utracili wiarę w Boga.
Krótko mówiąc to nienaturalne uwielbienie siebie, taki niepohamowany przyrost ambicji, kult osobowości, to sprawia, że nie możemy oddać się zupełnie Bogu, nie może On być najważniejszy. To nasze ja, to nasze ego, skuteczne zaciemnia nam jedynego Boga. Popatrzmy na świat VIP-ów, osób na piedestale. Jak oni wzajemnie siebie adorują. Ile tam jest sztuczności, ile tam jest obłudy i wzajemnego oddawania sobie czci. To są przestrzenie bez Boga, pełne cynizmu, zapełnione narcyzami, którzy oczywiście wierzą, są ochrzczeni, chodzą do kościoła, ale nie ma tam absolutnie jedynego Boga.
I to jest najstraszniejszy konkurent „zazdrosnego” Pana – nasze ja. Egoistyczne JA panoszy się, narzuca się za wszelką cenę jako najważniejsze w naszym życiu. I warto sobie czasami zrobić rachunek sumienia – Czy ja nie jestem ważniejszy niż On? Bóg? Na przykład kiedy nie lubimy dyskutować o racjach innych, nie chcemy wdawać się w dyskusję, która nam nie służy, kiedy jesteśmy uczuleni na wszelką krytykę. Kiedy uważamy, że wszystko się nam należy, kiedy uważamy, że jesteśmy w centrum i ponad wszystkim, kiedy ciągle czujemy się zagrożeni, wyczuwamy wokół spiski, osobiste zagrożenia, kiedy czujemy się niezrozumiani, podejrzliwi, wrażliwi na różne docinki. Kiedy nasze JA domaga się wyłącznie dowodów szacunku, podziwu, uznania. Jeśli to nasze JA nigdy nie przyznaje się do błędu, nigdy nikogo nie przeprasza, nie toleruje faktu, że ktoś ośmiela się mieć inne zdanie. Tak więc to my sami, to nasze JA jest bożkiem przysłaniający jedynego Boga.
Dalej, w kontekście materializmu i w kontekście własnego JA istnieje liczna rodzina bożków: sukcesu, karierowiczostwa, dorobkiewiczostwa, sławy, chwały, poszukiwania popularności, chęci podobania się za wszelką cenę, zaistnienia. To są przełożeni, na kierowniczych stanowiskach, którzy nie potrafią być w szeregu. Oni muszą sobą zasłaniać Pana Boga, bo inaczej nie potrafią w Niego wierzyć. I zaraz za tym idzie wykrzywienie wiary, „Bóg” może stać się bożkiem jeśli tworzy się Jego zafałszowany, wykrzywiony obraz. Są wierzący, którzy dla własnych potrzeb proponują innym Boga, który tak naprawdę wyraża ich poglądy, ich uczucia, ich małostkowość, ograniczoność. Ktoś powiedział, że to jest tak jak z fałszywymi pieniędzmi, można wprowadzać na rynek fałszywe pieniądze, które tak samo wyglądają, za które niby to samo można kupić, ale jest istotna różnica pomiędzy prawdziwym, a fałszywym pieniądzem. I można wierzyć, można składać różnego rodzaju ofiary takim bożkom, we własnej religii. Nawet ona może się nazywać religia „chrześcijańska”, „ewangeliczna”, ale to naprawdę nie będzie to zgodne z pierwszym przykazaniem.
Istnieje również takie quasi chrześcijaństwo w formie uproszczonej. Często jest to ułatwienie wiary, taka mało wymagająca religia, co nic nie kosztuje, nie niesie za sobą żadnego wysiłku, żadnego wyrzeczenia. Taka małostkowa, kolorowa, przyjemna, łatwa religia, takie „chrześcijaństwo”, które jak już wcześniej wspomniałem, nie ma znaków męki Chrystusowej i nie wiąże się z konsekwentnym zachowaniem wszystkich przykazań. „Wiara”, „religia” może stać się bożkiem, jeśli traci kontakt z Pismem Świętym, z liturgią, traci kontakt z nauczaniem i tradycją Kościoła. Takie chrześcijaństwo light, na użytek własnego ego, może ładnie wygląda, może jest wygodne i przyjemne, ale w kontekście pierwszego przykazania, nie ma nic wspólnego z Dekalogiem, nic wspólnego z: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.
Oczywiście zaraz za tym idzie magia, zabobon, różnego rodzaju własne wizje Boga, własna religijność. Mówimy często innym o swoich osiągnięciach w „świętości”, wydaje się nam, że jesteśmy najlepsi i tylko kanonizować i postawić na ołtarzu. W takiej wierze w ogóle się nie ma grzechów i to jest charakterystyczne, że zawsze jesteśmy czyści, godni, wspaniali przed Bogiem. Kiedyś faktycznie zwrócono uwagę człowiekowi, który po pół roku zagadnięty, czy był u spowiedzi mówi: ja nie mam grzechów. Ja chodzę do kościoła, nie zabiłem nikogo i jest wszystko w porządku. No to kapłan mówi: proszę podać swoje dane i wyślemy to do Rzymu i rozpoczniemy proces kanonizacyjny. No nie, proszę księdza, ja taki święty to nie jestem, ale ja mam tu swoją wiarę i nic nie potrzebuję, nie mam grzechów i proszę mi dać spokój.
Moi Drodzy, streszczając w punktach, kolejny bożek – władza. Wielki, poważny bożek i chyba też w weterynarii. Bożek nie do wyplenienia, dumny ze swoich korzeni, ginący gdzieś tam w mroku historii, rozgałęziający się zwłaszcza współcześnie począwszy od parlamentu na Wiejskiej, od ministerstwa na Wspólnej, a skończywszy na mojej własnej lecznicy. Wszędzie ten bożek władzy jest zuchwały, dumny, pyszny, arogancki. Mamy tutaj samowolę, kłamstwa, różnego rodzaju sztuczki, manipulacje, socjotechniki, biurokracje. Szał wszechmocy i przemocy. Jak miło takiemu bożkowi się służy. To nie tylko wbrew pierwszemu przykazaniu, ale i przyjemność, po prostu przyjemność. I wielu temu bożkowi służy, bo władza, która jest bożkiem dążącym do przebrania się za Boga jest przyjemna. Często, aby się utrzymać ucieka się do siły, pochlebstw, korupcji, intryg itd. Władza nie szanuje wolności, godności ludzi, nie kocha dialogu, woli nakazy, dekrety, zawiadomienia, służbowe polecenia i temu się służy. Jakaż to przyjemność. Ale to nie ma nic wspólnego z Bogiem i łatwo zastąpić Pana Boga władzą. Jeśli ja mam władzę to w takim razie je jestem „Bogiem” i nie trzeba mi Pana Boga, bo ja decyduję, ja stawiam wymagania, ja tu rządzę, nawet jeśli moim terytorium będzie tylko własne biurko.
9. Dalej idąc i patrząc na nasze realia zawodu weterynaryjnego i patrząc na różnego rodzaju bożki, warto sobie uświadomić jakim bożkiem może być tłum. Jakim bożkiem może być popularność, sława, chwalenie, to jest jak kadzidło, i nie przypadkowo mówi się, że ktoś komuś kadzi i oddaje mu cześć. I to ma coś ze służalczości i oddawaniu czci bóstwu.
Jeszcze jeden bożek, któremu pragnę poświęcić więcej czasu w kontekście śmierci w maju ubiegłego roku lekarza weterynarii i księdza Mieczysława Łabiaka. Dwa lata temu prowadził on tutaj ogólnopolską pielgrzymkę lekarzy weterynarii. Wczoraj odprawiałem mszę św. w jego intencji. Bo nie tylko był kapłanem, bożym kapłanem, ale dał także niezwykłe świadectwo. Był również lekarzem weterynarii, a więc kimś bliskim naszym sercom, naszym obowiązkom i co ciekawe, najpierw był lekarzem, a dopiero potem przyjął święcenia kapłańskie, a więc można powiedzieć, że w jego przypadku łaska kapłańska uświęciła powołanie lekarza weterynarii. Chcę powiedzieć o śp. Księdzu Łabiaku, w kontekście bożka, który się nazywa – ojczyzna. Tak niestety może się stać, że poczucie przynależności do ojczyzny, służba jakiejś racji stanu może okazać się dwuznaczna, może okazać się hołubieniem bożka, który wymaga honorów, poświęceń, ale równocześnie pożera zasady, wartości w które wierzymy. Często konflikt między władzą państwową, a wiarą w Boga jest dowodem na to jak potrafi służba krajowi, w imię wielkich ideałów, wykrzywić nasz stosunek do Boga. Przykład mieliśmy w poprzednich epokach totalitarnych, kiedy służba ojczyźnie była jednocześnie zaparciem się wiary. Ci którzy decydowali się na współpracę z tzw. władzą ludową, którzy wstępowali do partii równocześnie musieli się wyrzec swoich wartości religijnych, swoich przekonań i praktyk. I tu jest przykład jak ojczyzna może stać się bożkiem i jak można nawet nie wiedząc o tym, służyć bożkowi.
Tutaj jest miejsce na historię ks. Mieczysława Łabiaka, który jako lekarz weterynarii został powołany do wojska i w wojsku był zmuszany do złożenia przysięgi, która była związana z Ludowym Wojskiem Polskim. Odmówił złożenia tej przysięgi. Złożył natomiast oświadczenie, które jest świadectwem, że śp. ks. Mieczysław nie chciał służyć bożkowi ojczyzny (nie mylić z autentyczną, patriotyczną miłością do ojczyzny), miał bowiem zastrzeżenia do roty przysięgi wojskowej. Starsi wiedzą o co chodzi, wiadomo jakie to były czasy i jak łamano sumienia takimi przysięgami „wierności ojczyźnie”. Chcę pokazać to świadectwo, jako przeciwne bożkowi, który się nazywa „ojczyzna”. Oczywiście z całym szacunkiem dla Ojczyzny, dla Rzeczpospolitej obecnie i przed totalitaryzmami, dziś uczymy się być najpierw chrześcijanami a później patriotami – we właściwej hierarchii, jak nas uczy znane: „Bóg – Honor – Ojczyzna”. Miejmy jednak świadomość, że nie wszystko, co jest ładnie napisane, co jest ładnie opakowane w imię nawet różnego rodzaju patriotycznych intencji jest zgodne z pierwszym przykazaniem.
Jeszcze kilka przykładów. Bożkiem może być telewizja. Stoi na pierwszym miejscu, najważniejszy, adorowany godzinami, wszyscy w domu wsłuchani, co tam jest, cały czas zafascynowani jakie to kolorowe i piękne. Jeden bożek, drugi, może trzeci, telewizja satelitarna, video, najnowsze technologie, różnego rodzaju przekazy, całymi godzinami, całymi dniami. Nawet jeśli się ogląda treści religijne w TV to nie zmienia to faktu, że sama skrzynka, sam ekran może być bożkiem. To, że się mówi o sprawach Bożych? Szatan też skutecznie ukrywa się pod różnymi pięknymi, duchowymi sprawami, nie dajmy się zwieść. Telewizja, to nie tylko złodziej czasu, ale bożek, który opanowuje rodzinę. Podobnie komputer, Internet, komunikatory, portale społecznościowe. Nowe bożki, nowe uzależnienia, nowe zniewolenia.
Inny bożek – nauka. Jak łatwo wpaść w tryby uczenia się, doskonalenia się, doktoraty, habilitacje. Nawet łatwo poświęcić się nauce teologii, i książkami zastąpić jedynego, kochającego, żywego Boga. Uczenie się o Bogu, poznawanie różnych pięknych treści filozoficznych i teologicznych, nie mówiąc już o nauce jako takiej, o różnego rodzaju postępie w naukach biologicznych, weterynaryjnych, w biotechnologii itd. Nauka potrafi pochłonąć człowieka całkowicie i mamy bożka zamiast Boga.
Kolejny bożek – samochód, piękny wspaniały, oczko w głowie całej rodziny. A jeszcze lepiej jak nowy, a jeszcze lepiej, jak coraz nowszy, gdy lepszy od tego, który ma kolega z pracy. A jak nie daj Boże podrapie się lakier, uszkodzi błotnik to tragedia, już koniec, wszystko się nie liczy. Dodajmy do tego łódź, jeśli ktoś lubi pływać, też potrafi być ubóstwiana, lakierowana, dotykana, pieszczona. Ilu to panów schodzi w zimie do garażu aby nasycić wzrok patrząc na swego bożka: motocykl, kosiarkę do trawy. Można powiedzieć niewielka rzecz, nieporównywalna np. z bożkiem władzy, ale potrafi być przeszkodą w podejściu do Boga, który jest najważniejszy, a wszystko inne powinno być na kolejnych miejscach.
Horoskop kolejny bożek. Różnego rodzaju jakieś zwyczaje, andrzejkowe i inne, poszukiwanie amuletów, wróżby. To są bałwochwalcze praktyki, które jak najbardziej stoją w sprzeczności z pierwszym przykazaniem z tym zdaniem wypowiadanym często – wierzę w jednego Boga, jednego i żadnego innego. Zakaz tworzenia wizerunków. Zakaz kultu Zakaz mnożenia tych bożków, które nie pozwalają nam na naprawdę głęboką, Bożą, czystą, świętą praktykę jedynego Boga, „zazdrosnego” Boga nie o swoją miłość tylko dla naszego dobra. On chce być jedynym, najważniejszym dla nas, dla naszego dobra. Tylko wtedy, gdy nie ma żadnych innych wartości, rzeczy i osób przed Bogiem, czy obok, na równym poziomie, wtedy On nam może dać pełnię swojego szczęścia, pełnię swojej miłości.
Zakończenie. To jest przykazanie wyzwalające. Dekalog został dany po wyprowadzeniu z niewoli egipskiej. Bóg wyprowadził lud z niewoli i przekazał ludziom Dekalog, dziesięć słów, które pomogły im być wolnymi od przyzwyczajeń z Egiptu, od wpływów tamtej kultury i religii. Jednocześnie Dekalog pomógł Izraelitom wyzwolić się od grzechu, różnych uzależnień, niewoli, bożków, bałwochwalstwa z przeszłości, umocnić jedność tego narodu i – co najważniejsze – mocniej przylgnąć do Jedynego Boga. Dziś trzeba się nam zastanowić nad tym samym Dekalogiem, ale w warunkach naszego życia, naszej wiary, naszego zawodu. Pierwsze przykazanie też trzeba zastosować w naszych warunkach życia osobistego, społecznego i zawodowego, aby jak Izraelici wyjść z różnorakich niewoli.
Życzę Państwu żebyście oczyścili wasze sumienia, wasze patrzenie, wasze sumienie, wasze serca od tych różnych kultów bałwochwalczych. Życzę przeżycia jedności kochającego Boga, żeby nam nic już nie przeszkadzało na drodze prowadzącej do Jego miłości.
Jeszcze tematy związanie z przykazaniami i pierwszym przykazaniem będziemy podejmować w czasie Drogi Krzyżowej. A teraz proszę, abyśmy odmówili wspólną modlitwę do naszego Ojca w Niebie z takim wielkim przeświadczeniem i pragnieniem, aby On był jedyny w naszym życiu.