KONFERENCJA NA TEMAT IV PRZYKAZANIA DEKALOGU
XIX OGÓLNOPOLSKA PIELGRZYMKA LEKARZY WETERYNARII NA JASNĄ GÓRĘ: 12 VI 2011
„CZCIJ OJCA SWEGO I MATKĘ SWOJĄ”
(na podstawie A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. I, Salwator, Kraków 2004)
Wstęp. Ponownie spotykamy się z Dekalogiem. Przechodzimy do części drugiej, podejmującej przykazania dotyczące człowieka, jego relacji do różnych obszarów życia codziennego. W części pierwszej, omawiającej relacje człowieka do Boga, relacje do kultu mówiliśmy o kulcie jednego Boga, o szacunku dla imienia Bożego oraz o świętowaniu dnia Pańskiego – a więc uwaga była skupiona na Bogu. W pierwszym przykazaniu części drugiej (podział przykazań jest tylko zewnętrzny, tak było napisane na Tablicach Przymierza i nie ma znaczenia w praktyce ważności, w ich zachowywaniu), Dekalog podejmuje przykazanie relacji do rodziców, co nie znaczy, że jest ono w części drugiej, najważniejsze. Każde przykazanie ma swoją ważność, niezależnie od innych przykazań i obowiązuje w taki sam sposób jak inne.
Warto tu zauważyć, że u Żydów przykazanie czwarte należy do pierwszej grupy przykazań i zamyka obowiązki wobec Boga. To znaczy, że cześć wobec rodziców wiąże się z czczeniem Boga a zaniedbanie rodziców stanowi wykroczenie wobec Boga.
1. Przykazanie, które podejmujemy w tegorocznej pielgrzymce ma kilka odniesień do Pisma św. ST: „Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie” (Wj 20, 12); „Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg Twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą Ci daje Pan, Bóg twój” (Pwt 5, 16);„Każdy z was będzie szanował matkę i ojca i będzie zachowywał moje szabaty. Ja jestem Pan, Bóg wasz! (Kpł 19, 3).
Nie znaczy to, że w Piśmie św. nie ma więcej mowy o rodzicach, o rodzinie, czy dzieciach. Szczegółowych wskazań jest bardzo wiele, podane trzy cytaty stanowią jedynie podstawę IV przykazania Dekalogu (inne teksty na ten temat: Pwt21, 18-21; 27, 16; Wj 21, 15. 17; Kpł 19, 32; 20, 9; Ez 22, 7; dosyć dużo w Księdze Przysłów 1, 8; 10, 1; 15, 5; 19, 13. 26; 20, 20; 23, 22; 30, 11. 17 oraz dłuższy fragment w Księdze Syracha 3, 1-16).
Te biblijne określenia i obrazy wymagają jeszcze opisania jakie były realia rodziny żydowskiej w czasach, gdy formułowały się przykazania? W starożytnych narodach z czasów Abrahama, rodzina była dominująco patriarchalna, z dziedziczeniem pierworodnego syna i pierwszeństwie synów przed córkami. Zdarzała się poligamia i konkubinat jako znaki dominacji ojca rodziny również nad żoną. Ojciec mógł nawet sprzedać dzieci jak niewolników a nawet zdarzały się ofiary krwawe z dzieci. Gdy Izrael, po przejściu na osiadły tryb życia, po wyjściu z Egiptu stał się Narodem Wybranym, społeczeństwo uległo głębokim przemianom. „Charakteryzuje się on przywiązywaniem dużego znaczenia do środowiska rodzinnego. Po zburzeniu Świątyni dom stał się tak naprawdę centrum życia religijnego: rodzinny stół jest równoznaczny z ołtarzem ofiarnym, podczas gdy ojciec przyjmuje rolę sprawującego domowy kult. Asystuje mu matka, strażniczka czystości wzajemnych stosunków i pokoju w domowym ognisku. Biblijny przykład określa zatem model rodzinnej cnoty i synowskiej miłości (…). Przez cały czas Wygnania, od zburzenia Świątyni w Jerozolimie w roku 70., do proklamowania Państwa Izraelskiego przez Davida Ben Guriona, 15 maja 1948 roku, żydowska rodzina służyła za ostatnie schronienie przed prześladowaniami, deportacjami, inkwizycjami i masakrami wszystkich Shoah (holokaustów) historii: w nadziei na ocalenie żydowska matka, prawdziwa matka bolesna, zachowywała nietkniętą pamięć ludu i swoją nadzieję w oczekiwaniu na Powrót”. (A. Chouraqui, I dieci Comandamenti. I doveri dell`uomo nelle tre religioni di Abramo, Mandadori, Milano 2001, s. 125-126)
Nie trudno zauważyć analogię z historią Polski i rolą rodziny w dalszej i bliższej przeszłości narodu nad Wisłą. Jak widać tradycyjny kształt i rola rodziny katolickiej w Polsce nie jest oderwana od korzeni religijnych chrześcijaństwa i jeszcze wcześniej judaizmu.
Podobnie islam. W wyobrażeniu Allaha znajdują się cechy matki (troskliwość, łagodność) i miłość rodziców do dzieci musi być podobna do miłości Allaha. Kobiety jednak i córki się nie liczą w rodzinie, to już jest uwarunkowane specyficzną kulturą arabską. Koran mówi w surze II, 83: „Czcijcie tylko Boga. Bądźcie dobrzy dla rodziców, krewnych, sierot i ubogich. Mówcie ludziom dobre rzeczy. Odmówcie modlitwę i wpłaćcie datek”. W surze IV, 36 czytamy jeszcze: „Dobrze czyńcie rodzicom”.
2. W ukazaniu tła IV przykazania, warto jeszcze wyjaśnić słowo „czcić” w brzmieniu polskiego tłumaczenia analizowanego przykazania, które nie do końca oddaje myśl autora biblijnego. W oryginale hebrajskim jest użyte słowo „kabed” oznaczające „przywiązywać wagę, mieć ciężar” czyli „przywiązuj wagę, poważnie traktuj swego ojca i matkę”. A więc, Biblia bardzo mocno, „z dużym ciężarem” podkreśla ważność relacji dzieci do rodziców i odwrotnie – jak się okaże w naszych rozważaniach, także relację rodziców do dzieci. Jest jeszcze jedno słowo w Piśmie św.: hebr. „kebot” (gr. doxa) które oznacza – chwalić, głównie na oznaczenie chwały Boga: to co jest ważne, co ma wartość, co jest potężne, co się liczy.
Stąd pierwszy wniosek: przykazanie IV nie zawiera się w zwykłej, formalnej, sentymentalnej czci, szacunku (czasem na odległość) ale ma swoją wagę: jest głębokim, praktycznym, poważnym, stałym, czynnym odniesieniem dziecka (najczęściej już dorosłego) do starszych rodziców. To dziś nie jest takie oczywiste, obowiązki wobec rodziców traktuje się albo symbolicznie, sentymentalnie i uczuciowo (wystarczy telefon z życzeniami, lub jakiś prezent wysłany pocztą) albo materialnie, egzystencjalnie, żeby rodzicom nic nie brakowało (troska o zdrowie, jedzenie, mieszkanie, odwiedziny – najczęściej na Święta). Nic więcej?
Dlatego należy podkreślić, że „cześć” rodziców oznacza wiele głębszych racji. Chociażby uświadomienie sobie przez dorosłe dzieci, że życie, które otrzymaliśmy od rodziców jest dziełem Bożym i powinniśmy czcić rodziców nie tylko dlatego, że potrzebują naszej pomocy, spotkania czy zapewnienia o miłości ale dlatego, że przekazując życie dzieciom (mniej czy bardziej świadomie) włączyli się w boskie dzieło stworzenia i życia. „«Czcić» oznacza w gruncie rzeczy dostrzegać, że rodzice mają dla nas i dla naszego życia fundamentalne znaczenie. To znaczenie wynika zasadniczo z faktu, że dali nam życie jako współpracownicy Boga”. (A. Pronzato) Odkrywa się tu, nie tylko fakt zdumienia nad tajemnicą życia (gdy dorosłe dzieci sami stają się rodzicami), ale niezwykłym odkryciem „czci” jest fakt, że nie ma znaczenia jakimi dawcami życia, wychowawcami, opiekunami byli rodzice, jaki dali posag, wykształcenie, zabezpieczenie finansowe czy start życiowy ale najważniejsze jest to, że w tym wszystkim byli współpracownikami Boga. Może byli niezbyt dobrymi narzędziami w ręku najlepszego Ojca, ale – czy na to zasługują, czy nie – stanęli na wysokości zadania, skoro my, jako dzieci, jesteśmy na tym świecie.
Powiązanie roli Boga i roli rodziców jest bardzo wyraźne. Dobrze, że doznaliśmy miłości od rodziców, wtedy łatwiej zrozumiemy miłość Boga, gdyby ze strony rodziców nie było dobrego przykładu miłości, zawsze możemy w IV przykazaniu dziękować za miłość Boga, który nie tylko powołał na do istnienia ale z miłości za nas przelał krew w Jezusie Chrystusie. Nieprzypadkowo ludzkie relacje związane z przykazaniem „czcij ojca swego i matkę swoją” przechodzą na teren wiary i relacji z Bogiem. Bardzo często przecież, jeżeli właściwie, głęboko zrozumiemy to przykazanie, w postaci naszego ojca i naszej matki (niejednokrotnie schorowanych i starszych) odkrywamy obraz Boga Ojca albo w modlitwie do Boga (bywa, że po śmierci naszych rodziców) widzimy w Domu Ojca naszych rodziców, zbawionych i szczęśliwych, właśnie za to, że dali nam życie.
3. W praktycznym wymiarze omawianego przykazania, podajmy teraz kilka ważnych uwag (różnych autorów), na które zazwyczaj nie zwracamy uwagi (może niektóre nas zaskoczą…).
Najpierw można zaznaczyć, że ojciec i matka w IV przykazaniu są oboje potraktowani równo, na tym samym poziomie wymagają szacunku. Mowa jest o rodzicach w sensie pozytywnym, drugi raz w Dekalogu, po przykazaniu o szabacie (kolejne będą już zaczynać się na „nie”) i jest to jedyne przykazanie, w którym określa się nagrodę za jego przestrzeganie: „obyś długo żył…” Ważne jest również to, że w potocznym rozumieniu chodzi w przykazaniu o posłuszeństwo dzieci rodzicom, ale nie ma tam mowy o posłuszeństwie lecz o szacunku i czci występującym raczej u dorosłych dzieci wobec starszych rodziców. W znaczeniu słów języków oryginalnych, w których zapisano to przykazanie, chodzi bardziej o aspekt materialnej troski o rodziców a nie odniesienie samego emocjonalnego posłuszeństwa. Z przykazania „czcij ojca swego i matkę swoją” wynika też domyślnie wzajemność relacji, nie tylko obowiązki dzieci wobec rodziców, ale również powinności rodziców wobec dzieci.
Kolejne odkrycie, przykazanie IV jest jedynym, które dotyczy relacji między ludźmi,jest przykazaniem społecznym, reguluje relacje społeczne, zarówno na poziomie rodziny jak i wspólnoty a szczególnie w przypadku relacji dzieci – rodzice. Jest to w ogóle przykazanie wskazujące na kolejność, zastępowanie pokoleń, sięgające przeszłości, korzeni, doceniające wartość tradycji. Bardzo ważną kwestią jest również to, że szacunek dla rodziców nie jest czymś wrodzonym, stałym i oczywistym, to jest zadanie wychowania i rozwoju człowieka, po prostu trzeba się tego uczyć, nie ma tu instynktu jak w przypadku ochrony własnego życia (przykazanie V). Przykazanie IV jest sformułowane bezwarunkowo, tzn. że należy czcić, szanować, troszczyć się o rodziców bez względu na to jak wypełniali oni swoje obowiązki rodzicielskie (podobnie jak przykazanie: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”, oznacza miłość nawet wtedy, gdy ktoś na to nie zasługuje).
W kontekście współczesnych, naszych kłopotów z przykazaniem „czci rodzicom”, gdy lekarze, pracownicy weterynarii, zabiegani, ciągle poza domem, na dyżurach i w pracy, „zapominamy” o rodzicach, trzeba podkreślić – co już wspomniano wyżej – że nie chodzi tylko o zapewnienie rodzicom warunków materialnych i pomocy lekarskiej, ale chodzi o kontakt emocjonalny, psychiczny i osobowy „bycia na miejscu” oraz poświęcania swego czasu dla rodziców; nie wystarczy telefon na święta bo mimo znośnych warunków życia, powstaje dookoła emocjonalna pustynia, nawet jeśli kręci się niedaleko wiele bliskich osób. Przykazanie mówi nam w domyśle, że opieka i szacunek nie może być interesowne, ze względu na emeryturę rodzica, oszczędności, spadek, czy nawet pomoc rodziców w opiece nad wnukami, np. w czasie wyjazdu na urlop.
Wśród licznych, innych kontekstów, ważne wydaje się też uczenie się wdzięczności i wzajemności. Wdzięczność, szacunek rodzicom wiąże się ze „zwróceniem” otrzymanego dobra gdy dochodzi do pewnej zamiany, odwrócenia ról – rodzice stają się dziećmi a dzieci rodzicami. Przy tej okazji można zwrócić jeszcze uwagę na zasadę wzajemności: „nie czyń tego co tobie niemiłe” i przypomnieć opowiadanie o pewnym ojcu, który rzeźbił drewniane korytko i na pytanie małego syna, co robi, odpowiedział: „robię drewnianą miskę dla dziadka, bo ręce mu się trzęsą i tłucze porcelanowe naczynia”. Na to bardzo poważnie powiedział chłopiec – „zrób tato porządnie, bo jak ty będziesz stary, też będziesz jadał z tegokorytka”. Nie trzeba wyjaśniać jak przykazanie IV przekracza granice pokoleń i staje się powinnością „czci dziadków i pradziadków” oraz wyraża ponadczasowe znaczenie wychowawcze dla całego społeczeństwa.
Ostatecznie – na koniec tych uwag – może przyda się niewdzięcznym dzieciom, którzy nie mają czasu dla swoich rodziców, widok innych dorosłych dzieci, którzy płaczą nad grobem swoich rodziców, że nie wypełnili wobec nich za życia wskazań IV przykazania…
4. Poza tymi praktycznymi spostrzeżeniami w związku z IV przykazaniem Dekalogu, podajmy niektóre chociaż idee biblijne, teologiczne, społeczne i egzystencjalne związane z szeregiem obszarów życia chrześcijańskiego.
Jak już wspomnieliśmy, przykazanie IV jest jedynym, które dotyczy relacji między ludźmi i to od razu relacji dzieci – rodzice. Ale w zakres tego przykazania wchodzą również treści wychowawcze i edukacyjne rodziców wobec dzieci.
a). Po pierwsze, nie wystarczy dać życie. Ojcem i matką tak naprawdę staje się po urodzeniu dziecka. To przede wszystkim zadanie dla ojca, odnaleźć się w nowej roli, nauczyć się tysięcy nowych zadań, obowiązków, zachowań i decyzji. Matka, która przez dziewięć miesięcy nosi dziecko pod sercem już miała trochę czasu aby do roli matki się przygotować, chociaż i dla niej urodzenie dziecka jest wielkim wyzwaniem i to nie tylko w sferze fizjologicznej. Urodzone życie wymaga tzw. „klucza interpretacyjnego” otaczającego świata. Nie wystarczy dać dzieciom jeść, ubrać, zabezpieczyć ich potrzeby, wykształcić. Trzeba dać im sens życia, pokazać wartości w życiu, dać im kompas, który pozwoli im właściwie wybierać w dorosłym życiu.
To jeszcze nie jest najważniejsze. Najważniejsze, to dać wiarę, nadzieję i miłość nadprzyrodzoną ale nie w formie chrztu i Pierwszej Komunii św. to tylko początek. Najważniejszym zadaniem rodziców, zwłaszcza ojca, jest tak umocnić dziecko duchowo, żeby potrafiło zmierzyć się z grzechem, pokusami, złem i zwyciężyć.Nie wystarczy ubrać w markowe ubrania i wykształcić w renomowanych szkołach, ojciec – bo to jest jego głównie decyzja i rola – powinien przekazać dzieciom przede wszystkim najlepszą markę osoby, wartości osoby, ładu wewnętrznego, ideałów, wzniosłych celów życiowych.Jak to wszystko uzyskać i dać synowi czy córce? Oto nie tylko przykazanie ale i wielkie zadanie życiowe
b). Drugi obszar życia chrześcijańskiego związany z IV przykazaniem i związany właśnie ze wspomnianym „kluczem interpretacyjnym” w życiu to autorytet rodziców, zwłaszcza znów – ojca… Panowie – proszę mi wybaczyć to czepianie się ojca, ale taka jest prawda, że matka ze swoimi uczuciami, wrażliwością, codziennymi domowymi obowiązkami jakoś naturalnie, instynktownie potrafi dać dziecku i wartości i ideały i wychowanie. Matka zawsze będzie budzić zaufanie, miłość i autorytet a u ojca jest to trudniejsze i jednocześnie ważniejsze, zwłaszcza dla synów. Dlatego autorytet ojca, mimo że zdobywa się trudniej, pozostawia w dzieciach głębsze ślady i pozostaje dłużej. Odwrotnie, jeśli u ojca nie ma tych cech wychowawczych, wzorczych i naśladowczych, wtedy trudności w przechodzenie dzieci w dorosłość są większe.
Autorytet nie jest związany z urzędem, stanowiskiem, wykształceniem czy posiadaną władzą. Autorytet nie ma też nic wspólnego z autorytaryzmem – ten ostatni jest raczej oznaką słabości a nie autorytetu. W IV przykazaniu chodzi o taki autorytet rodziców, żeby przykazanie „czcij ojca swego i matkę swoją” wypływało z wdzięczności dzieci za wychowanie.
c). Trzeci obszar życia chrześcijańskiego ważny w przykazaniu IV to w ogóle wspomniane już wychowanie. Nie mam zamiaru podawać tutaj wszystkich zasad wychowawczych, bo nie jest to wykład z pedagogiki, jednak jest tu kilka punktów, które pomogą w praktyce omawianego przykazania i dzieciom i rodzicom.
Współcześnie największym błędem rodziców jest chęć bycia przyjacielem dziecka (łącznie z rezygnacją zasad bycia rodzicem). Dziś młodzi mają aż za wielu przyjaciół, portale społecznościowe w Internecie są przepełnione przyjaciółmi, im potrzeba rodziców, autorytetów, wzorów, żywe, prawdziwe, kochające osoby, które czasem lepiej znają swoje dzieci niż one sam siebie zwłaszcza w okresie buntów i wyzwań. Dzieciom, najczęściej w okresie młodzieńczym nie o przyjaciół chodzi, którzy będą ustępować i pobłażać ale chodzi o kochających rodziców, którzy potrafią powiedzieć „nie”, potrafią ukarać, powiedzieć nieprzyjemną prawdę.
Nie bać się swoich dzieci, oto pierwszy krok do właściwego wychowania do wartości, cnót a nawet heroizmu – i dla dzieci i dla rodziców.
5. Zatrzymajmy się dłużej na tym punkcie, ponieważ dziś wychowanie do wartości w duchu IV przykazania Dekalogu staje się wielkim problemem i dla rodziców i dla dzieci, a później pewnie jeszcze bardziej dla dzieci tych dzieci itd.
Nie bać się dzieci, to nie chodzi o lęk, że utracimy autorytet, że dzieci przestaną nas słuchać i szanować. Nie bać się dzieci, to oznacza, że nie należy zawsze mówić „tak”, że dzieci potrzebują również kar (nie tylko wyłącznie nagród, „żeby mieć spokój”), że trzeba umieć powiedzieć „nie” i żeby nie ułatwiać im życiowej drogi. Ta umiejętność „trudnienia” swemu dziecku życia jest dziś najbardziej zaniedbaną stroną wychowania (pracy nad sobą dzieci) i najbardziej palącą potrzebą w wychowaniu. Jeżeli po latach pytamy siebie z wyrzutem, gdzie popełniliśmy błąd, czego nie nauczyliśmy dorosłych już dzieci, to najprawdopodobniej odpowiedź brzmi jedna: niewystarczająco utrudnialiśmy im życie, żeby stawiali sobie wymagania, uczyli się na własnych błędach i korzystali z „miękkiego serca rodziców”.
Proszę źle tego nie zrozumieć, że rodzice powinni być zimnymi, bezwzględnymi kapralami swoich dzieci i utrudniać wszelkimi sposobami im życie. Chodzi o to, jak proponował aktor i komediopisarz Eduardo de Filippo: „Rodzice, wychowawcy (również w obszarze chrześcijańskim) muszą przestać cackać się z młodymi, schlebiać im, zadowalać ich, spełniać zachcianki, usprawiedliwiać przewinienia, współczuć im, jakby byli nie rozumianymi geniuszami, ułatwiać im drogę, usuwając wszelkie trudności. Ułatwianie życia stanowi najgorszy błąd, który możemy popełnić w stosunku do młodych i samego życia. Wiarygodni nauczyciele, godni zaufania przewodnicy są tymi, którzy mają odwagę i umiejętności, by utrudniać życie, a więc uczynić z niego wzbudzającą entuzjazm przygodę, która jest warta przeżycia” (A. Pronzato, t. I, s. 299).
Nie można jednak „utrudnić życia” dzieciom, gdy cała uwaga, wysiłek, troska i odpowiedzialność skierowana jest „gdzie indziej” (najczęściej praca, praca praca…). Jest to niestety – znów się narażę młodszym i starszym tatusiom – współczesny problem ojców, zbyt nieobecnych w domu z powodu obowiązków zawodowych, zobowiązań społecznych, ucieczki od wysiłku wychowania, zmęczenia i pokusy zepchnięcia dzieci matce, dziadkom, szkole, uczelni i społeczeństwu, albo co gorsza powierzenie swoich dorastających dzieci „doskonałemu wychowawcy” jakim jest komputer i Internat… W rzeczywistości specjaliście od przemocy, seksu, ogłupiania i demoralizacji.
Zacytuję jeszcze raz kompetentnego autora, na którym opieramy nasze rozważania o Dekalogu, bo ma rację, mówiąc, że „dzieci wymagają stałej obecności (ale nie przytłaczającej). Wymagają czasu, dyspozycyjności, uwagi, umiejętności dialogu. Nie tolerują kazań, zniecierpliwione wzruszają ramionami słysząc rady i polecenia, ale domagają się konsekwencji, znaczących przykładów prawości, uczciwości, szczerości, wierności, szlachetności, rodzinnej harmonii, solidarności wobec biednych i słabych, szacunku, wewnętrznej czystości, akceptacji inności” (A. Pronzato, t. I, s. 301).
6. Przykazanie czwarte nie wymaga, aby zanim rodzice będą godni czci swoich dorosłych dzieci, żeby wcześniej w ich wychowaniu, wymaganiach i trosce byli doskonali, bezbłędni i przygotowani do rozwiązania każdego problemu. Nie chodzi tutaj o żaden perfekcjonizm i idealne wychowanie, ponieważ i rodzice i dzieci wiedzą, że to niemożliwe. Podstawową tezą wychowania do omawianego przykazania i w ogóle do całego Dekalogu, jest wytrwałość, czujność, pokora, odpowiedzialność i zaufanie Bogu, najlepszemu Wychowawcy, aby nie zwątpić, uciec, zapomnieć, zobojętnieć i zamknąć się w sobie.
Nie można stracić ducha, nadziei, że jednak warto, że coś na pewno zostanie z dobrego przykładu czy słowa. Może się rodzicowi wydawać, że całe lata wyrzeczeń, troski i trudu wychowania to rzucanie przysłowiowego „grochu o ścianę” a jednak nie. Coś na pewno zostanie, jeśli wprowadzi się w życie chociaż poniższych parę punktów (na pewno więcej skorzystają z tej części naszych rozważań młodsi rodzice, ale starsi – już dziadkowie i babcie też mogą mieć coś do powiedzenia wnukom…). Czego mogą nauczyć rodzice, dziadkowie lekarze weterynarii?
Pierwsza wskazówka to przede wszystkim, nauka tego co stanowi istotę ich własnego powołania – poświęcenie się pracy, zasadom, ideałom, ludziom, zwierzętom. Szczególnie w naszych czasach, kryzysu poświęcenia, konieczne staje się wychowywanie do poświęcenia. Chociaż jest to dziś niemodne bo czasy się zmieniły i wydawałoby się że już nie ma miejsca dla doktorów Judymów, patriotów z Powstania Warszawskiego czy ideowych budowniczych socjalizmu minionej epoki, to okazuje się, że człowiek się nie zmienił, w głębi serca pragnie poświęcić wiele aby zdobyć to co piękne, wartościowe, dobre i prawdziwe. Fakt – to dziś dla młodych mało pociągające, aby iść wąską drogą wyrzeczeń, pod górę, ale z drugiej strony dla wielu karierowiczów, lekkoduchów i „ludzi sukcesu”, coraz częściej nie wystarczy już pędzić szeroką autostradą bez celu. Mogą się poświęcić i chcą się poświęcić czemuś wielkiemu, duchowemu i niezwykłemu. Dlatego lekcje poświęcenia, które mogą dać ci, którzy często za marne wynagrodzenie, albo i „za Bóg zapłać” przez lata poświęcili się weterynarii bez reszty. Może nawet aż za bardzo, kosztem zdrowia, rodziny i swoich marzeń. Nic tak nie pociągnie młodych jak przykład wytrwałego, bezinteresownego poświęcenia dla ideałów powołania lekarza weterynarii, które można śmiało postawić obok poświęcenia się dla Boga, dla ubogich czy dla Ojczyzny. „Szczęście nigdy nie znajdzie się w zasięgu ręki. Szczęście jest w zasięgu poświęcenia… Zresztą cena poświęcenia jest jedyną, która wskazuje na rzeczywistą wartość jakiejś rzeczy, a więc pozwala ja docenić, prawdziwie się nią cieszyć, uczynić ja własna. Poświęcenie jest ceną, którą trzeba zapłacić” (A. Pronzato, t. I, s. 302).
Drugą wskazówką jest nieustanna świadomość rodziców, że ich dziecko ma być dane światu, społeczeństwu a nie pozostawione sobie samym, jak jakaś gwarancja życiowa, zabezpieczenie własności na starość… Zaborczość, egoizm własnych potrzeb, lęk przed własną przyszłością, ciągłe wtrącanie się w sprawy dorosłych już dzieci, nie pozwalanie na ich samodzielne życie (to również wygoda dla młodych, którzy nie chcą opuścić domu rodzinnego, wykorzystując do końca swoich rodziców) i chęć zawłaszczenia życia swoich dzieci do końca swoich dni. Ktoś ładnie określił właściwą postawę rodziców w tym temacie, aby byli życiowymi przewoźnikami swoich dzieci, aby umieli pozostawić ich na drugim brzegu i wrócić do swojego życia. Oddzielić się od nich i od ich własnego życia nie oznacza utraty dzieci, ich miłości, troski i pomocy. Bywa, że trzeba dzielić wspólny dom, nie można inaczej, ale i wtedy trzeba przezwyciężyć pokusę zatrzymania dzieci przy sobie, niszcząc ich życiową autonomie, ingerując w ich decyzje i plany. Jeżeli we właściwym czasie i we właściwy sposób odetnie się tą ostatnią pępowinę, dorosłe dzieci to zrozumieją, będą wdzięczni i co najważniejsze – tak naprawdę będą bardzo blisko rodziców, chociaż może tysiące kilometrów od dawnego domu rodzinnego.
Kolejna wskazówka dotyczy drogi, jaką wybiorą sobie dorastające dzieci. Chodzi o to, aby na tę drogę dać swoje błogosławieństwo, a nie iść za niekiedy dorosłym już dzieckiem krok w krok. Rodzic ma wskazać kierunek, ma postawić drogowskazy i dać im właściwe wyposażenie cnót, wartości i celów życiowych, a nie narzucać im swojej wizji świata, swoich – często niespełnionych – marzeń i swojego sposobu życia. Rodzice, w duchu czwartego przykazania, mają skłonić dzieci na każdym etapie ich rozwoju, do znalezienia własnej drogi, do realizacji życiowej przygody na własny, specyficzny sposób. Owszem trzeba się tu podzielić ze swoim doświadczeniem życiowym a nawet pokazać swoje błędy lecz trzeba tu bardziej pozwolić dzieciom na popełnianie ich własnych błędów niż za wszelką cenę w życiu swoich dzieci starać się naprawiać swoje dawne błędy i grzechy. Dzieci nie są kopiami dorosłych, mają swoje własne życie i rodzice muszą z tego zdawać sobie sprawę już od pierwszych dni istnienia swoich pociech.
7. Streszczając te dwie wskazówki, według starego przysłowia, rodzice mają obowiązek ofiarować przede wszystkim dwie rzeczy: korzenie i skrzydła. Korzenie oznaczają miejsce pochodzenia, dom, tożsamość, stały punkt odniesienia, bardzo ważny fundament przeszłości, tradycji, zwyczajów i wspomnień np. dzieciństwa. Korzenie oznaczają też wszelkie umiejętności, osiągnięcia i dobra, które przydają się potem w życiu, stają się punktem wyjścia do rozwoju fizycznego, emocjonalnego, intelektualnego i duchowego.
Skrzydła oznaczają w wychowaniu marzenia, ambicje, ideały, które pozwalają młodemu człowiekowi wznieść się wyżej ponad przeciętność, stereotypy i ograniczenia. To jest ten element nieprzewidywalności, ryzyka, odwagi i pragnień, który stanowi często o wielkości człowieka, pozwala mu wznieść się na wyżyny heroizmu i świętości. Pedagodzy podsuwają tutaj porównanie rodzica do orła, który najpierw niesie swoje potomstwo na skrzydłach aby chronić je przed wiatrem, zimnem, niebezpieczeństwami a później zaszczepić w nich pragnienie latania, upoić ich przestrzeniami i wolnością, nauczyć wykorzystywania prądów powietrznych oraz w końcu pozwolić im latać samym, wbrew burzom i zagrożeniom życiowym.
Dobrzy, mądrzy rodzice są jak wytrawni nauczyciele, „którzy nie mogą wymagać, by ich uczniowie całkowicie się im podporządkowali, wiecznie powtarzali ich lekcje, ale znaleźli radość w wychowywaniu samodzielnych, kreatywnych uczniów, potrafiących ich prześcignąć, będących w stanie myśleć «inaczej» (co zresztą oznacza myślenie własną głową). Największą satysfakcją dla nauczyciela, który jest godzien tego miana, nie jest to, że ktoś go naśladuje, ale że go prześcignie” (A. Pronzato, t. I, s. 307).
Jeśli więc przykazanie: „czcij ojca swego i matkę swoją” ma wyrażać aktualną cześć, szacunek, troskę i miłość dziecka do rodziców, to wcześniej, w domyśle nauczania Dekalogu, znajduje się jakby „niewidzialna część” czwartego przykazania: „czcij dziecko swoje” czyli dobrze wychowuj swoje dziecko, bądź wytrwałym pedagogiem i kochającym rodzicem, daj mu korzenie i skrzydła.
8. Podobnie „niewidzialną część” przykazania stanowi nakaz: „czcij dziadków swoich” a właściwie w IV przykazaniu zawiera się raczej problem starości dziadków, odrzucenie najstarszych członków rodziny, zapomnienie o tych, którzy byli rodzicami małych dzieci a teraz wymagają zarówno troski dorosłych dzieci jak i być może dorosłych wnuków.
Starość i jej konsekwencje to również, jak wychowanie, nabrzmiały problem naszych zabieganych i nerwowych czasów. To sprawa nie tylko czci, obowiązków, szacunku i troski ale również sensu, znaczenia i przyszłości.„Długość życia zwiększyła się w ciągu tysiącleci: w okresie neolitu człowiek żył dwadzieścia lat, w epoce romańskiej trzydzieści, czterdzieści w średniowieczu, pięćdziesiąt na początku XX wieku, a w 1970 roku już siedemdziesiąt dwa…” Dziś to jestśrednio 76 lat dla mężczyzn i 80 lat dla kobiet w świecie zachodnim, przy czym w krajach Trzeciego Świata nadal żyje się średnio 30-40 lat. (za: A. Pronzato, t. I, s. 310). Przewiduje się, że w najbliższych latach (2015-2025), w krajach bogatych, z bardzo dobrą opieką lekarską, ludzie zwykle będą żyć 90-95 lat, a to oznacza, że świat szybko się starzeje i przykazanie czwarte nabiera jeszcze innych, ważnych znaczeń.
Po pierwsze, w kontekście omawianego przykazania, wydłużenie życia nie wiąże się z większym szczęściem, podwyższoną jakością życia i radością długowieczności. Starość nie jest przedłużeniem młodości, lecz zaostrzeniem starych chorób (nabywaniem nowych), utratą sensu przedłużonego życia, samotnością i brakiem opieki, zainteresowania dzieci czy wnuków. W społeczeństwie ludzi starych (ciągle rosnący ich odsetek), pojawiają się dodatkowe wydatki finansowe, konieczność rozbudowy systemu zdrowotnego i emerytalnego a środowiskach laickich starsi nawet irytują młodych, stanowią przeszkodę w budowaniu nowoczesnego świata bez cierpienia i śmierci.
Po drugie, w nurcie konsumizmu i hedonizmu może pojawić się tendencja upiększająca starość, gloryfikująca „rozkosze trzeciego wieku”, pochwały starości, która sama o siebie zadba, która nie potrzebuje pomocy i którą można np. wykorzystać jako źródło dochodów, rynek kosmetyków do walki z oznakami starości, sprzętu rehabilitacyjnego czy biur podróży dla emerytów. W rzeczywistości jednak, chodzi o wypchniecie ze świadomości społecznej wszystkich przykrych, kosztownych i emocjonalnych skutków starzenia się i zmniejszania się populacji niektórych państw. Skoro „nie ma” starszych, nie potrzeba im pomocy, opieki, towarzyszenia – nie ma kolejnego problemu w czwartym przykazaniu…
I po trzecie, ważne z punktu widzenia religijnego, współczesny świat zachodni, dawniej bogaty Bogiem, który obecnie laicyzuje się i odchodzi od Dekalogu, już nie ma tej, niezwykłej, biblijnej wrażliwości i mądrości, które towarzyszyły od wieków rodzinom chrześcijańskim. Z tą utratą odebrano starości realizm i głębię. Z jednej strony Biblia przecież nie szczędzi miejsc, w których wskazuje na marność starości (Koh 12, 1 – 8; Hi 4, 19; Iz 38, 12; Mdr 9, 15; Ps 90, 10) ale z drugiej strony wiele znaczących postaci biblijnych jest w podeszłym wieku, zwłaszcza w Starym Testamencie: Abraham, Izaak, Jakub, Mojżesz, Ezechiel. W Nowym Testamencie, ważną rolę do spełnienia ma Elżbieta, żona Zachariasza, która w podeszłym wieku urodziła Jana Chrzciciela. Podobnie Symeon i prorokini Anna, obecni przy Ofiarowaniu Jezusa w Świątyni.
9. Religijny sens czwartego przykazania bardzo dobrze oddaje tradycja Talmudu, drugiego po Starym Testamencie źródła wiary Izraela, który pokazuje sens czasu starości i znaczenie czasu poświęconego starszym. „Czas ofiarowany na zajmowanie się rodzicami i wypełnianie tego przykazania zostanie ci całkowicie zwrócony. Postępując w ten sposób, inwestujesz w czas, co dokładnie jest sensem obietnicy: «abyś długo żył i dobrze ci się powodziło na ziemi». Jako że ta obietnica nie ma tylko symbolicznego czy mistycznego znaczenia, nie odnosi się ona wyłącznie do przyszłego świata, ale do tego świat i czasu” oraz „naucz się dawać czas innym, bez czekania na ich starość”. (A. Pronzato, t. I, s. 320-321)
To rzeczywiście działa w ten sposób, że starsi potrzebują naszego czasu a my poświęcając czas rodzicom, dziadkom i wszystkim osobom starszym, otrzymujemy go pomnożonym, ubogaconym, owocnym i twórczym. To jest najważniejsze znaczenie starości naszych rodziców i dziadków, w której nie jest ona alergicznym uciekaniem od własnej „jesieni życia” i lęku przed własną śmiercią ale szansą na odkrycie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Tego co księga Powtórzonego Prawa wyraża w słowach: „zapytaj ojca, by ci oznajmił i twoich starców, niech ci powiedzą” (32, 7).
Przeszłość odkryta we wspomnieniach, uczuciach i historii starszego człowieka okazuje się zaskakująco inne od informacji internetowych i książkowych. To – najczęściej niezwykłe świadectwa – pokazują inny świat, wydawałoby się znany i opisany, a przecież tak naprawdę żywy i intrygujący. Mówiło się kiedyś, że jak umiera starzec, to zostaje zniszczona wielka biblioteka, ogrom wiedzy, doświadczeń i relacji z dawnymi miejscami i osobami. Dziś pozornie tylko, starsi ludzie nie mają nic do powiedzenia młodym, ważne jak o to zapytać i czego chcemy naprawdę się dowiedzieć.
„Trzeba zadbać, żeby teraźniejszość starego człowieka nie była pusta, nieruchoma, ponura i nudna. Trzeba kreować zainteresowania, dostarczać wiadomości, wzbudzać ciekawość, proponować inicjatywy, w których starsi byliby bohaterami, a nie zwykłymi widzami korzystającymi z osiągnięć innych. Teraźniejszość nie może być ponurą salą oczekiwań na przyjazd ostatniego pociągu, który zawiezie na ostatnią stację” (A. Pronzato, t. I, s. 325-326).
I przyszłość starszego człowieka, w duchu czwartego przykazania, musi być darem ciągle ważnego czasu do wypełnienia a nie udręką oczekiwania. To postawa nadziei, że warto na coś jeszcze czekać, czego się nie widziało, nie przeżyło, że szczęście i radość jeszcze się nie skończyła. To oczywiście wiąże się z naszym uczestnictwem w starości rodziców i dziadków, to znaczy, że oni mogą być szczęśliwi i jeszcze przeżyć wiele dobra z naszą obecnością. Przyszłość, którą podarowujemy naszym bliskim starszym ludziom ma być bezinteresowna, darowana z delikatnością, dyskrecją i szacunkiem, ma być również stała (nie od święta), czuła i pełna miłości. Trzeba dotrzymywać obietnic, nie obwiniać i oskarżać, nie wolno oszukiwać i udawać. Ważną częścią religijną daru przyszłości starszego rodzica czy dziadka jest troska o dojrzałą religijność starszych, swobodny dostęp do sakramentów świętych, czas na modlitwę i radość życia z powodu tego, że Bóg jest Miłością, zdrowiem, świętem i dobrem.
Zakończenie. Jak widać dość zaskakujące jest zakończenie rozważań nad przykazaniem „czcij ojca twego i matkę twoją”. Okazuje się, że tą „czcią” jest bardziej dynamiczne bycie z drugim człowiekiem i właściwe, głębokie przeżywanie czasu z drugim człowiekiem, niż statyczne, bierne „oddawanie czci” w modlitwie za rodziców, wspomnieniach o rodzicach, czy ogólnie pojętym szacunku dla rodziców.
Bardzo często to przykazanie „czci” starszym rodzicom, dotyczy również dziadków i obowiązków rodziców wobec dzieci. Czwarte przykazanie staje się przykazaniem przyszłościowym, pilną potrzebą poważniejszego niż dotąd stosunku do coraz starszych rodziców i wyzwaniem naszych czasów, które tak bardzo ceni młodość, rozrywkę i zabawę. Zachowanie „czci ojca twego i matkę twoją” w szerszym niż dawniej znaczeniu jest wręcz warunkiem przetrwania nie tylko pamięci o starszych ale i rozwoju młodych, warunkiem istnienia całej cywilizacji.
Dobrym podsumowaniem tych kwestii niech będzie refleksja polskiego papieża: „Dlaczego nie mielibyśmy nadal okazywać człowiekowi staremu szacunku, do którego przywiązują tak wielką wagę zdrowe tradycje wielu kultur na wszystkich kontynentach? Dla narodów zamieszkujących obszary objęte oddziaływaniem Biblii punktem odniesienia było przez stulecia powszechnie tam respektowane przykazanie Dekalogu: «Czcij ojca i matkę». Jego pełne i konsekwentne przestrzeganie nie tylko jest źródłem miłości dzieci do rodziców, ale podkreśla też silną więź między pokoleniami.
Tam gdzie przykazanie to jest akceptowane i wiernie zachowywane, ludzie starzy nie muszą się obawiać, że zostaną uznani za bezużyteczny i kłopotliwy ciężar. Przykazanie poucza też, że należy okazywać szacunek tym, którzy żyli przed nami, oraz ich dobrym dziełom: «ojciec i matka» oznaczają tu również przeszłość, więź między kolejnymi pokoleniami, dzięki której możliwe jest samo istnienie narodu. (…)
«Przed siwizną wstaniesz, będziesz szanował oblicze starca» (Kpł 19,32). Czcić ludzi starych znaczy spełniać trojaką powinność wobec nich: akceptować ich obecność, pomagać im i doceniać ich zalety. W wielu środowiskach jest to naturalny sposób postępowania, zgodny z odwiecznym obyczajem. Gdzie indziej, zwłaszcza w krajach wyżej rozwiniętych gospodarczo, konieczne jest odwrócenie obecnej tendencji, tak aby ludzie w podeszłym wieku mogli się starzeć z godnością, bez obawy, że przestaną się zupełnie liczyć. Trzeba sobie uświadomić, że cechą cywilizacji prawdziwie ludzkiej jest szacunek i miłość do ludzi starych, dzięki którym mogą oni czuć się – mimo słabnących sił – żywą częścią społeczeństwa. Już Cyceron pisał, że «brzemię lat jest lżejsze dla tego, kto czuje się szanowany i kochany przez młodych» (Jan Paweł II, List do moich braci i sióstr – ludzi w podeszłym wieku, 1 X 1999, n. 11-12).