ENG
ENG

Dekalog_VII

Element graficzny

 

KONFERENCJA NA TEMAT VII PRZYKAZANIA DEKALOGU

XXII OGÓLNOPOLSKA PIELGRZYMKA LEKARZY WETERYNARII NA JASNĄ GÓRĘ: 8 VI 2014

„NIE KRADNIJ”

(na podstawie A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. II, Salwator, Kraków 2004)

 

Wstęp. Jeśli popatrzymy na VII punkt Dekalogu, to wyda się ono bardzo krótkie. W zapisie biblijnym, bezpośrednio odnosi się do niego fragment Księgi Wyjścia 20, 15 („Nie będziesz kradł) i Księgi Powtórzonego Prawa 5, 19 („Nie będziesz kradł”). Oczywiście w innych miejscach pośrednio też jest mowa o własności i szacunku do dóbr materialnych ale w sensie bezpośrednim wydaje się, że nie ma wielkiej teologii związanej z tym przykazaniem. „Nie kradnij” albo „Nie będziesz kradł” i kropka.

Gdy jednak zostanie przeprowadzona analiza świata, z jego bogactwem relacji materialnych, ze złożonymi właściwościami natury ludzkiej, problemami z rzeczami i osobami, odkryjemy ogromny obszar tego przykazania. Okaże się jak długie jest owo „nie kradnij”, jak bardzo ciągnie się za historią ludzkości wzajemne okradanie, ograbianie się ludzi i społeczeństw, w wojnach, rewolucjach czy zwyczajnym przywłaszczaniu sobie praktycznie „wszystkiego”. To, że tak mało mówi się o siódmym przykazaniu Dekalogu, że wydaje się ono tak mało istotne, nie wynika z jego „krótkości” ale z powodu jego lekceważenia i prób jego unieważnienia. To bardzo przyszłościowe przykazanie…

Mało tego, w naszych czasach, ogromu dóbr materialnych, realnego i wirtualnego bogactwa, łatwości z jaką można mnożyć, przenosić i zmieniać prawo własności do rzeczy, produktów, wytworów i dzieł, trzeba mocno podkreślić, że kradzież jest złem, że choć wielu się wzbogaciło i są bezkarni, nadal złodziej pozostaje złodziejem. Nie zmieni tego powszechne, społeczne przyzwolenie dla kradzieży, że złodziej będzie podziwiany i szanowany za sukces osiągnięty przez oszustwo, kradzież i inne haniebne czyny.

 

1. Pierwszą rzeczą w przyznaniu siódmemu przykazaniu właściwego miejsca, będzie jasne określenie uczciwości i nieuczciwości, oszustwa i rzetelności, prawdy i fałszu, dobra i zła. To jak najbardziej odnosi się do ludzkiego postępowania i do oceny, czy pieniądz jest ukradziony, brudny, śmierdzi (czy rzeczywiście „pieniądze nie śmierdzą”?) czy jest czysty, zdobyty trudem, poświęceniem i pracą? „Góra pieniędzy połączona z nieuczciwymi działaniami pozostanie górą śmieci, choć wydaje się błyszcząca, a wielu wyciąga ku niej łakome dłonie, żeby dostać przynajmniej okruch” (A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. II, Kraków 2004, s. 201). I nawet, gdyby te pieniądze przeznaczyć na cele charytatywne, rozdać ubogim, to nie staną się one czyste (nawet jeśli przyniosą wymierne dobro potrzebującym) a filantrop pozostanie złodziejem.

Nawet gdyby wszystkie parlamenty świata zniosłyby przykazanie „nie kradnij”, ono pozostanie ważne, ono nadal będzie obowiązywać i ono zawsze pozostanie w Dekalogu. Można się bawić w policjantów i złodziei, można sobie żartować z cudzej własności, można nie dać się złapać, ale zawsze złodziej będzie złym człowiekiem. To jakby ktoś wysmarował sobie ręce czekoladą, zachwalał jaka ona jest słodka, zdrowa i że można ją jeść z ręki, to nie zmieni faktu, że ma po prostu ubrudzone ręce, że tak się nie je czekolady i nie można tak sobie stale żyć z wysmarowanymi rękami…

Na tym samym poziomi świadomości, trzeba jasno powiedzieć, że złodziej może być bezdomnym, biednym człowiekiem i może być biznesmenem, ministrem czy profesorem uniwersytetu. Zasługi, kompetencje, wykształcenie czy nawet dobre intencje nie zmienią wymowy, nietykalności, powszechności i obowiązywalności przykazania „nie kradnij”. Chociaż najłatwiej przy tym przykazaniu o kompromisy, to absolutnie trzeba jeszcze raz podkreślić, że nie można być półzłodziejem czy półoszustem. Siódme przykazanie jasno formułuje zasadę: „Nie kradnij”. I koniec. Jednocześnie warto zauważyć, że ten radykalizm ma również stronę pozytywną, mianowicie – jak żadne inne przykazanie – „nie kradnij” jednoznacznie pokazuje świat właściwy, uczciwy, możliwy do istnienia: bez kompromisów, sztuczek prawnych, precedensów, dyskusyjnych interpretacji moralnych. Można nie kraść, nie oszukiwać, nie przywłaszczać sobie, nadużywać, nieuczciwie wykorzystywać małe i wielkie rzeczy tego świata.

 

2. Dlaczego to takie ważne? Czy rzeczy, przedmioty, pieniądze i bogactwa są tego warte? Nie. Nie chodzi tu o przedmioty ale podmioty kradzieży. Kradzież stanowi zamach na własność, integralność i godność okradzionej osoby. Jeśli ktoś chociaż raz został okradziony z ważnych rzeczy, dokumentów, pieniędzy, z cennych rzeczy, np. w podróży, wie jak się wtedy źle czuje, jak boli w środku naruszona godność, własność, wolność. Upokorzenie, bezradność, żal, smutek – to jest najważniejszy ludzki skutek kradzieży. Nowy bagaż można sobie kupić, pieniądze zarobić, dokumenty odtworzyć, tu nie chodzi o rzeczy, chodzi o ograbioną z człowieczeństwa osobę ludzką.

Można oczywiście konkurować ze św. Franciszkiem z Asyżu, żeby nic nie mieć, praktykować radykalne ubóstwo ale bez względu na to ile się posiada, nie można „być” bez minimum „mieć”. Własność, choćby najskromniejsza jest częścią osoby, wyraża wolność osoby, wolność w dysponowaniu jakąkolwiek własnością. Każdy coś ma na tym świecie i to jest jego prawo naturalne, każdemu Bóg dał część tego świata, abyśmy go posiadali, dysponowali, przetwarzali, doskonalili jak najlepsi dzierżawcy. Jeśli ta, choćby najmniejsza cząstka, własności zostanie zabrana, ukradziona, zawłaszczona, człowiek traci ważną część siebie. Poza tym istnieją własności zdobyte poświęceniem, latami wysiłków, zaradności, tworzenia jakiegoś dzieła w pocie czoła i ograbienie kogoś z takiej pracy, często niewymiernej, bezcennej, boli szczególnie mocno i długo. Taka jest natura człowieka i kradzież jest wobec niej straszliwie przeciwna.

Był czas, miejmy nadzieję, że już nie wróci, że wmawiano przez dziesiątki lat, iż nie istnieje własność prywatna, że wszystko jest wspólne, że pracujemy dla innych, że otrzymujemy w miarę potrzeb itd. Przeciwna własności i naturze ludzkiej propaganda socjalistyczna spustoszyła dotkliwie dwa pokolenia a i trzecie, najmłodsze dziś coś z tej straszliwej ideologii przejęło. Dziś ukraść wspólne, to wziąć swoje, dziś nie mieć nic to znaczy mieć wszystko. Dlatego gdy wołamy „precz z komuną” w praktyce powinniśmy definitywnie pożegnać te PRL-owskie praktyki nieuczciwości, oszustw, kombinowania, „załatwiania” lub po prostu zwyczajnej kradzieży w białych rękawiczkach. Okaleczona w ten sposób natura ludzka, musi teraz przywrócić swoją godność właśnie w bezkompromisowym, jednoznacznym, powszechnym i konsekwentnym „nie kradnij”.

O tym jak ważne jest dla godności człowieka siódme przykazanie świadczy też analiza hebrajskiego słowa użytego w Księdze Wyjścia 20, 15 i w Księdze Powtórzonego Prawa 5, 19 („Nie będziesz kradł”). „Kraść” czyli ganab odnosiło się nie tylko do grabieży rzeczy ale oznaczało też porwania ludzi, zmuszanie do niewolnictwa i pozbawianie praw przez pana, właściciela. Byli to w starożytnym Izraelu ubodzy ludzie, którzy stając się niewypłacalnymi dłużnikami, zostawali przez wierzycieli „porwani” w niewolę (ganab).

Współcześnie „nie kradnij” obejmuje wszystkie rodzaje porwania i kradzieży, począwszy od kieszonkowców i wyrywających torebki na ulicy, przez złodziei okradających domy i banki aż po bogate, znudzone damy, które kradną batoniki w hipermarkecie. Niektórzy usprawiedliwiają to chorobą zwaną kleptomanią, co nie zmienia faktu, że naruszono siódme przykazanie. Jeszcze bardziej wyrafinowane są kradzieże i oszustwa w wielkich korporacjach, za wyciszonymi drzwiami, w głębokich fotelach prezesów, dyrektorów i polityków, gdzie kradnie się na skalę globalną.

 

3. W ten sposób dotknęliśmy największą, najbardziej ukrytą i najpoważniejszą formę kradzieży powiązanej z polityką i makroekonomią. Bogate kraje okradają biedne, międzynarodowe koncerny zawłaszczają bogactwa naturalne całych kontynentów, mafie i struktury przestępcze łączą kradzież na wielka skalę z morderstwami, prostytucją, narkotykami, pracą dzieci i handlem bronią. Słusznie też, za A. Pronzato, do kradzieży szerokim znaczeniu trzeba zaliczyć również degradację środowiska, zanieczyszczenie wody, powietrza i gleby, niszczenie coraz to nowych gatunków roślin i zwierząt, czyli okradanie całej planety i przez to zubażanie wszystkich jej mieszkańców.

Są to formy „kradzieży społecznej”, w której główną areną jest polityka. Jej powiązania przestępcze z ekonomią odsłaniają niewyobrażalny obszar nadużyć, spekulacji, korupcji, wobec których często bezradne stają się struktury państwa i administracji państwowej. Na nieco mniejszą skalę kradną „społecznie” ci, którzy oszukują urzędy skarbowe, ukrywają nawet uczciwie pozyskane dochody i wykorzystują fiskalne luki prawne. Na innej zasadzie, też w dziedzinie podatków, wielu ubogich, skromnych obywateli jest okradana przez instytucje państwowe, wadliwe prawo i krzywdzące podwójne opodatkowanie. Tak się dziwnie składa, że polityka i kradzież tworzą wręcz „naturalny” duet i wciągając do tego przepisy prawne budują poważne struktury zła. Może na początku, tuż po wyborach wielu polityków różnych szczebli ma uczciwe postanowienia ale z czasem to „naturalne” powiązanie władzy, prawa i korupcji zaczyna wciągać (oczywiście nie wszystkich). Wystarczy jednak, na przekór fałszywym deklaracjom, aby po prostu kraść bezkarnie publiczne pieniądze. Ujawnione afery i udowodnione nadużycia okazują się tylko górą lodową wielkiej polityki i wielkiej kradzieży.

W mocnych słowach piętnuje wielką politykę A. Pronzato: „Polityka nie może przekładać się na przywileje, immunitety i bezkarność, na «odrażającą» przykrywkę pielęgnowania własnych profitów. Polityka nie może nakłaniać prawodawców do sporządzania przepisów korzystnych dla złodziei i oszustów, chociaż byliby ubrani w dwurzędowe marynarki (…). Nie trzeba także wyjaśniać, że kradzież dla dobra własnej partii (albo żeby zwalczyć domniemane zło, jak czyniły pewne organizacje) (…) pozostanie zawsze kradzieżą”. (A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. II, Kraków 2004, s. 209-210).

Może to zabrzmi jako samooskarżenie, chociaż franciszkanie raczej z polityką nie mają wiele wspólnego, ale widoczne niekiedy powiązania polityki z organizacjami kościelnymi także grożą grzechem przeciwko siódmemu przykazaniu nawet wewnątrz Kościoła i wśród ludzi Kościoła. Wiadomo, że Kościół jako wspólnota wierzących jest święty ale przecież ludzie w Kościele są święci i grzeszni. Słabości i pokusy, chęć wzbogacenia się nawet za krzywdę bliźniego dotyczy każdego człowieka, wierzącego również, dlatego trudno się dziwić, że dochodzi do nadużyć, kradzieży i korupcji w Kościele. Oczywiście – jak zapewnił Jezus – moce piekielne nie zniszczą Kościoła, który będzie trwał do końca świata (por. Mt 16, 18) ale bywa, że najpierw wkrada się do Kościoła grzech, aby później obficie rozlała się łaska. Każdy człowiek jest wolny, wierzący również, dlatego potrzeba wiele czujności i pokory wewnątrz Kościoła, którym jesteśmy my wszyscy.

Warto też wiedzieć, że bogaci ludzie wierzący, zdobywający dobra nie zawsze uczciwie, aby zagłuszyć sumienie, często pojawiają się w świątyniach, na plebaniach i w kuriach biskupich wspierając budowy kościołów, remonty w parafiach czy wspierając ubogich. Takie „ofiary na kościół” nie usprawiedliwią złodzieja i podwójną winę zaciągają ci, którzy wiedząc o nieuczciwości ofiarodawcy, przyjmują pieniądze w imię jakiegoś szlachetnego celu.

 

4. Drugim, po polityce i wielkim biznesie, terenem łamania siódmego przykazania jest handel, od małego sklepu spożywczego, po wielkie domy handlowe. W Księdze Amosa czytamy: „Słuchajcie tego wy, którzy gnębicie ubogiego i bezrolnego pozostawiacie bez pracy, którzy mówicie: Kiedyż minie nów księżyca, byśmy mogli sprzedawać zboże? Kiedyż szabat, byśmy mogli otworzyć spichlerz? A będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać” (8, 4-6).

Poza procederem sprzedawania w niewolę (ganab) o którym była już mowa, handel od samego początku, w starożytności, zawsze stanowił okazję do oszustw i kradzieży. Dawniej kupcy fałszowali odważniki a dziś w imię zysków, prowizji, narzutów, hurtu i całego systemu prawa handlowego, okrada się miliony ludzi w wielkich supermarketach, na wyprzedażach, promocjach i „okazjach”. Nie tylko o artykuły spożywcze tu chodzi; przemysł farmaceutyczny wielokrotnie zawyża ceny za lekarstwa ratujące życie (poza pieniądzami, wysokie ceny uniemożliwiające właściwe leczenie pozbawia najuboższych również nadziei…). Cała sfera usług, też jest okazją do podwyższania cen przez rzemieślników, adwokatów, notariuszy, urzędników państwowych i firm prywatnych. Okradaniem klienta jest też narzut modnych firm odzieżowych, w których płaci się wielokrotność ceny produkcji za logo – w tym wypadku zamożni klienci przepłacają za własną głupotę…

Handlować można wszędzie i kraść można wszędzie. Bardzo spektakularną kradzieżą jest „zabieranie” (nikt nie mówi o kradzieży przecież…) kwiatów i zniczy na cmentarzach, aby je sprzedać „taniej” nawet kilka razy. Wynoszenie ręczników, popielniczek, szlafroków z hotelów też jest kradzieżą, oszukiwanie wyświetlaczem na stacjach benzynowych również jest kradzieżą, podobnie z materiałami biurowymi w pracy, zabiera się jedzenie w stołówkach i restauracjach (jako dodatek do dochodu), podbiera się pieniądze rodzicom, dziadkom, w domach, ośrodkach pomocy społecznej, szpitalach – to wszystko przecież podchodzi pod siódme przykazanie „nie kradnij”.

Nawet w sporcie, zawyżanie wyników sportowych (chociaż o to coraz trudniej), „ustawianie” meczów, okłamywanie sędziów, oszukiwanie w czasie gry. W tych przypadkach „okradzionymi” są rzetelni sportowcy zdobywający wyniki w pocie czoła i długotrwałym treningiem. Ograbieni z dobrej wiary – w pewnym sensie – są też kibice, którzy przyszli oglądać czystą, sprawiedliwą grę. Zapłacili za prawdziwą rywalizację sportową a pokazano im udawaną walkę i sfałszowane wyniki (okradziono ich po prostu z pieniędzy za bilet).

 

5. Jest jeszcze jedna dziedzina „nie kradnij”. Nie chodzi w niej wprost o pieniądze ale straty materialne, społeczne i moralne są znaczne.

Niszczenie, brudzenie lub przywłaszczanie sobie własności społecznej jest „okradaniem” innych ludzi, całej społeczności. Nie ma ławek w parku, kubłów na śmieci, fragmentów ogrodzenia na ulicy czy znaku drogowego, które są „niczyje”. Ich zniszczenie czy przywłaszczenie jest zawsze kradzieżą, chociaż trudno wskazać, kto konkretnie z ludzi stracił. Podobnie wandalizm, smarowanie głupich napisów na murach, wybite szyby w budkach telefonicznych czy na klatkach schodowych, pobrudzone siedzenia w środkach komunikacji miejskiej, uszkodzenia sygnalizacji świetlnej, oświetlenia ulic, wyrzucanie śmieci na trawnik czy na chodnik (komuś trzeba zapłacić za sprzątanie) – to wszystko są mniejsze lub większe akty kradzieży przeciw społeczności lokalnej.

Kradną własność wspólną i dorobek intelektualny konkretnych autorów naukowcy dokonujący plagiatów, sięgający po książki i prace naukowe w Internecie, unikając płacenia. Kradnie się programy komputerowe, muzykę, zdjęcia z portali społecznościowych. Kradną też wydawcy nędznie opłacający autorów, księgarze podwyższający prowizję na bestsellery. Kradnie się pomysły, wynalazki i osiągnięcia innych, ściąga się dodatkowe opłaty w rozbudowanej biurokracji, okrada się ofiarodawców i sponsorów wykorzystując zebrane środki na cele drugorzędne (wystrój biur fundacji i towarzystw społecznych, nakłady na administrację), traci się społeczne środki na podwyższony standard podróży służbowych, wybiera się drogie hotele, stypendia i diety w delegacjach (wszystko zgodnie z prawem…).

Zalegalizowaną formą kradzieży są niebotyczne pensje i premie prezesów i dyrektorów, członków zarządu i konsultantów (nawet gdy firma jest na skraju bankructwa). Podobnie z gażami artystów, czy mistrzów sportu honorowanych za… właściwie nie wiadomo za co… Kradzieżą publicznych pieniędzy są niezasłużone, przesadne wynagrodzenia urzędników państwowych, od gmin po ministerstwa, nie mówiąc już o dochodach posłów i senatorów fikcyjnie obecnych na posiedzeniach (wystarczy się podpisać na liście obecności…).

Można by tak mnożyć te przykłady a wszystkie pokazują jak rozległy jest dziś proceder kradzieży, oszustw, nieuczciwości i niesprawiedliwości w pozyskiwaniu, wymianie i grabieży dóbr materialnych i nie tylko materialnych. Czyli potwierdza się teza z początku naszego rozważania, że siódme przykazanie Dekalogu jest ukrytym wyzwaniem współczesnego świata, że jest ono bagatelizowane i usprawiedliwiane i że przykazanie „nie kradnij” będzie miało jeszcze więcej zastosowań w przyszłości.

 

6. Śledząc często w naszych rozważaniach cytowaną książkę Alessandro Pronzato, Powrót do dekalogu, ze zdumieniem spostrzegamy, że omawiane „przykazanie mówi także o tym, żeby nie kraść niewinności dzieci, nie kraść, cynicznie, zdolności marzenia (…), nie kraść dobrej wiary ludzi prostych, nie kraść wiary tych, którzy się upierają, że uczciwość jest nadal cnotą, nie kraść dążenia do sprawiedliwości i pokoju, nie kraść nadziei na prawo jednakowe dla wszystkich, nie kraść prawa osób «normalnych» do spaceru ulicami miasta, bez zagrożenia, że ich spojrzenie zostanie obrażone przez plakat reklamowy” (s. 215).

Niesamowite jak bardzo wszystko, wszędzie jest zagrożone kradzieżą, jak siódme przykazanie splata się z czwartym, piątym i szóstym, jak ważne jest to lakoniczne „nie kradnij”.

W tych niematerialnych, moralnych kradzieżach, jest jeszcze jedna kategoria bardzo rozpowszechnionej w naszych czasach kradzieży – i to z poważnymi skutkami. Chodzi o to, że niektórzy, nawet o tym nie wiedząc, są złodziejami czasu. Cudzego, cennego czasu. Tym bardziej jest to kradzież godna napiętnowania, że skradzionego czasu już się nie zwróci, nie zapłaci, nie wyrówna. „Jest to jak odebranie życia, które jest już niemożliwe do zwrócenia”.

Tacy „złodzieje czasu” wykorzystują przede wszystkim dyspozycyjność drugiego człowieka, zarzucą go czczą gadaniną, blachami problemami, jakimiś drobiazgami, tak że wprowadzając zamęt i zajmując uwagę, zabiorą nieszczęśnikowi cały czas, który mógł wykorzystać do czegoś innego (na pewno lepszego niż wysłuchiwanie kolejnych żalów, opowieści, szczegółów bez sensu i znaczenia). Owa ofiara, której kradnie się czas, rzeczywiście czuje się osaczona w ślepej uliczce, „zagadana na śmierć”, jakby zagrożona przez prawdziwych złodziei, żądających portfela, zegarka i komórki. I rzeczywiście, gdy w końcu godna politowania ofiara takiego „napadu” nieskończonych historii słownych, zawsze za późno, uwolni się od złodzieja-gaduły, ma poczucie nieodwracalnie straconego czasu, tak jakby został pozbawiony przez jakiegoś oszusta dorobku całego życia.

Trudno tu mówić o cnocie cierpliwości, trudno pomóc takiemu człowiekowi, który pewnie tymi samymi bezwładnymi opowieściami ukradł czas już wielu ludziom. Może pozostaje tylko modlitwa: „Panie spraw, aby ci złodzieje zrozumieli, że czas innych jest czymś cennym, czymś, czego pozbawiają osobę, która wiedziałaby, jak zorganizować go w sposób korzystniejszy, niż słuchanie ich opowieści. A im przecież ten czas nie jest potrzebny, posiadają go w nadmiarze. Zatem nie wiem, co zrobią z tym czasem, który kradną mnie” (A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. II, Kraków 2004, s. 220.)

Na podobnej zasadzie działają złodzieje życzliwości i dobrych uczynków. Polega to na tym, że niektórzy ludzie potrafią przez długie lata korzystać z uprzejmości, życzliwości, pomocy sąsiadów, współpracowników, bliskich z rodziny ale nie dając nic w zamian. Sami nie pomogą, nie są nigdy dyspozycyjni, nie mają czasu, gdy można się zrewanżować za wiele dobra jakie otrzymało się za darmo od innych. Nawet niekiedy nie stać tych „złodziei” na zwyczajne słowo „dziękuję” i gdy ze słusznej przyczyny ktoś, kto bezinteresownie pomagał im przy każdej okazji, odmówi jeden raz pomocy – wtedy się obrażają, stając się wrogami, opowiadając wokoło jaka im się dzieje krzywda i jacy są biedni, osamotnieni, zdani na własne siły, bez wsparcia. A przecież wcześniej bez przerwy wykorzystywali cudzą życzliwość, bezinteresowność, pomoc i dobroć. Tacy „złodzieje” cudzej pracy, pomocy i współczucia, ciągle „pożyczają” przysłowiową szklankę cukru, narzędzia, mnóstwo drobiazgów codziennego użycia ale sami nic nie pożyczą, cudzego nie oddają (chyba, że po wielu upomnieniach) a wartość przywłaszczonych dóbr sięga przez lata wielkich wartości. Mało tego, tacy pasożyci społeczni, uważają, że inni mają wszystko, że powinni „pożyczać”, że zawsze mają mieć czas dla nich i ciągle mają do ludzi dobrej woli niezliczone potrzeby: załatw, zrób, pomóż – i to szybko, bez najmniejszej wdzięczności…

 

7. A w kwestii wdzięczności, co ma zrobić prawdziwy złodziej cudzych dóbr, czy tylko żałować za popełnione zło, wyspowiadać się, postanowić poprawę i odmówić pokutę? Nie. I tu jest ważna sprawa zadośćuczynienia, wynagrodzenia, naprawienia winy. To nie może być dziesiątek różańca, tu musi być – jak mówi teologia moralna – obowiązek restytucji. Po prostu trzeba ukradzione dobra zwrócić. I to w takiej samej wartości, nie mniej nie więcej…

Oczywiście bywa, że taki zwrot może być częściowy, bywa, że jest w ogóle niemożliwy. Nie można też zadośćuczynienia zamienić na jałmużnę, przeznaczyć jakąś sumę pieniędzy na dobroczynność, ofiarować coś innym, ubogim, pokrzywdzonym. Jeśli nie ma innej możliwości, dobre i to, ale powinno się jasno uświadomić złodziejowi, oszustowi, aferzyście, że zadośćuczynienie musi być pełne, bez taryfy ulgowej.

A co jeśli skradło się komuś sławę, honor, dorobek intelektualny, czystość serca, godność, dobre imię, jak zadośćuczynić za plotkę, zniewagę, utracony czas? Ponownie trzeba powtórzyć – i za te dobra trzeba zadośćuczynić, wynagrodzić w pełni… nie da się, niemożliwe? To znaczy, że trzeba tym bardziej uważać, żeby „nie kraść” bo tak trudno zadośćuczynić. Niech to będzie dodatkową przestrogą jakim zagrożeniem jest grzech przeciw siódmemu przykazaniu. Może właśnie dla wszystkich potencjalnych złodziei i dla rzeczywistych oszustów, zwłaszcza recydywistów, którzy utracili wrażliwość sumienia, trzeba ciągle uświadamiać i w konfesjonale i na ulicy, w domu i miejscu pracy, wszędzie, że ważniejsze od samego złodziejskiego czynu są dalsze konsekwencje grzechu i że bardziej trzeba myśleć o przyszłości, jak trudno naprawić popełnione zło.

To są mało uświadamiane strony kradzieży, to jest problem uczenia do kradzieży, zwłaszcza dzieci. To jest zło zgorszenia, złego przykładu. Przecież w ten sposób robi się wyłom do rozprzestrzenienia grzechu, to wstęp do łamania innych przykazań. Złodziej jest przecież często także bałwochwalcą, nie szanuje rodziców, łatwiej mu o cudzołóstwo a jeszcze gorzej jak przyłapany na kradzieży dopuszcza się zabójstwa. Jak wtedy może zadośćuczynić? Przyzwolenie społeczne, milcząca obojętność wobec małych rzeczy przywłaszczonych lub zniszczonych przygotowuje teren do wielkich kradzieży i ogromnych niesprawiedliwości. I nie można się wtedy dziwić, oburzać, szukać winnych – odpowiedzialni są wtedy wszyscy obojętni, milcząco zgadzający się na zło.

Jest takie opowiadanie, pewnie fikcyjne, bo trudno je sobie wyobrazić w rzeczywistości ale ta, może wymyślona historia kradzieży pokazuje ideał sprawiedliwości na tle popełnionego złego czynu. Otóż zdarzyło się, że pewien stary człowiek, bezdomny i ubogi ukradł chleb z powodu dręczącego głodu. Został natychmiast złapany na gorącym uczynku, przesłuchany i w trybie natychmiastowym skierowany do sądu. W sądzie, w majestacie prawa wydano akt oskarżenia, wysłuchano świadków a wobec braku obrony i bezradności oskarżonego, zasądzono karę grzywny w wysokości 1000 zł bez możliwości odwołania od wyroku (załóżmy, że nie było tzw. „niskiej szkodliwości czynu”, wyroków w zawieszeniu itp.).

Wyrok natychmiast uprawomocniono ale sędzia prowadzący rozprawę owe 1000 zł postanowił zebrać wśród ławników, administracji sądu, świadków i publiczności zebranej na sali sądowej. Sam też dla przykładu wyjął portfel i wyłożył pewną sumę pieniędzy. Następnie zebrane pieniądze wręczył zdumionemu staruszkowi oznajmiając, że w społeczności w której człowiek jest zmuszony kraść z powodu głodu, wszyscy ponoszą odpowiedzialność za tą niesprawiedliwość i w interesie wszystkich, bez wyjątku, jest, aby ubodzy mieli minimum środków na chleb, aby nie kraść w środowisku, w którym jest dość pożywienia.

 

8. Może już wystarczy tych negatywnych stron siódmego przykazania i czas wskazać na pozytywne strony omawianej części Dekalogu (a takie są, jak widać z dotychczasowych rozważań, w poprzednich latach, w każdym przykazaniu). Mianowicie, przykazanie „nie kradnij”, poza przestrogą, uczy, m.in. lekarzy weterynarii, że (wg. A. Pronzato):

  • „Ręce, które otrzymaliśmy, nie służą tylko do tego, żeby brać, gromadzić, wyrywać, odbierać innym. Tych rąk trzeba także używać, aby darować, ofiarować, trzeba je oddawać do dyspozycji innych.
  • Istnieje coś piękniejszego niż posiadanie – to jest darowanie. Posiadanie jest dozwolone i nie budzi wstydu tylko wtedy, kiedy ofiaruje możliwość szczodrego darowania.
  • Najlepszym sposobem okazania Bogu wdzięczności za otrzymane dary jest umiejętność dzielenia się, partycypowania, solidarności.
  • Prawdziwa wolność (nie zapominajmy, że wszystkie przykazania popierają wolność) polega na darowaniu. Darowanie pochodzi od Boga, ponieważ tylko Bóg jest wielkim, niezrównanym Darczyńcą.
  • Nie wystarczy, aby własność nie pochodziła z kradzieży. Powinna prowadzić ku szczodrości, ku otwartości na bliźniego. To zbyt mało, nie kraść. Trzeba, aby każdy potrzebujący bliźni mógł zawsze liczyć na naszą pomoc.
  • Dobra nie należą wyłącznie do nas. Zdecydowanie nie należą do nas. One są także dla innych. Są prowizoryczne. Najpewniejszym sposobem, aby uczynić je trwałymi, jest przekształcenie ich w sakrament przyjaźni, braterstwa, solidarności i sprawiedliwości. Tylko w taki sposób nasze dobra nie przepadną, ale zostaną przeniesione z nami po śmierci, umocnione w wieczności.
  • Trzeba odkryć przyjemny smak uczciwości; odnaleźć radość pochwały naszej świadomości; doświadczyć upajającego uczucia wolności kroczenia z podniesioną głową; przywrócić prawo do «czynienia inaczej».
  • Zamiast pozwolić się zdominować zachłanności, chciwości, obierając najkrótszą drogę kradzieży albo innego dyskusyjnego postępowania, jak wszelkiego rodzaju oszustwa, powinno się odnaleźć drogę oszczędności, prostoty, wstrzemięźliwego życia, trudu, zadowolenia z dobrze wykonanej pracy.
  • Koniecznie trzeba pielęgnować pasję sprawiedliwości. Ale nie tej «globalnej», idealistycznej. Użyteczniej jest praktykować sprawiedliwość realną” (s. 226-227).

Niezwykłe są te postulaty wynikające z siódmego przykazania. Może ktoś powiedzieć, że są zbyt optymistyczne i idealistyczne, a może nasze chrześcijaństwo stało się już zbyt pesymistyczne i zbyt „realistyczne”… Rzeczywiście, w sferze własności, w sferze darowania, wolności i uczciwości najłatwiej widać praktykę wiary wynikającej z Dekalogu. To taki „języczek u wagi”, papierek lakmusowy miłości bliźniego, która przecież jest podstawą chrześcijaństwa. Może dlatego pewnych dwóch muzułmanów napisało list do „chrześcijan Zachodu”.

„Przebaczany wam wasze bogactwo i marnotrawstwo, i to że wyparliście się nas jako braci, aby nie włączyć naszego dziedzictwa w świat Boga. Przebaczamy wam wszystko, ale nie każcie nam wierzyć w waszego Chrystusa, ponieważ Chrystus, który nauczyć jedną trzecią ludności jeść chleb wszystkich pozostałych tego małego świata, z pewnością nie może być Bogiem” (A. Pronzato, Powrót do dekalogu, t. II, Kraków 2004, s. 232).

 

Zakończenie. Niech te powyższe, mimo wszystko ważne, chociaż trudne postulaty do zrealizowania, będą podsumowaniem naszej tegorocznej konferencji i zadaniem domowym dla wszystkich lekarzy weterynarii w Polsce (nie tylko zebranych na Pielgrzymce). Troska o żywą przyrodę, opieka nad zwierzętami, to także ochrona dóbr tego świata. Zwierzęta nie są przedmiotami (chociaż i te można ukraść…), ale może właśnie ze względu na te bliskie nam stworzenia, lekarz i pracownik weterynarii powinien dawać przykład: dzielenia się, sprawiedliwości, uczciwości, pracowitości, oszczędności, prostoty i zadowolenia z dobrze wykonanej pracy.

AKTUALNOŚCI

Sprawdź najnowsze informacje